piątek, 11 listopada 2016

... mnie zabije!

Nadszedł ten dzień, w którym będziemy straszyć dzieci i dorosłych. Wszędzie jest pełno dyń, dni są pochmurne i mokre, co nie każdemu przypada do gustu. Mnie osobiście ta pogoda już zbrzydła. Moje włosy przez tę wilgoć wyglądają jak afro, a przynajmniej ja mam takie wrażenie. Taki puch.
Do ukończenia domu strachów i sali balowej zostały pomniejsze ozdoby, muszę też zobaczyć jak, wygląda labirynt, a że dyrektor myśli, że to był tylko mój pomysł, muszę wszystkiego dopilnować. Teraz jak o tym głębiej pomyślę pomiędzy większością klas mamy ukryte przejścia, które je ze sobą łączą. Mam nadzieję, że nikt nie przejdzie przez jakieś drzwi, których nikt nie zna. Piwnica została wykluczona z labiryntu. Tam nigdy nic nie wiadomo czy ktoś się nie zgubi. Kiedy skończyłam wszystko oglądać i sprawdzać, czy nic na nikogo nie spadnie zadowolona, idę się przebrać do garderoby razem z dziewczynami.
Nałożyłam mundurek, który w niektórych miejscach był lekko podarty czy przetarty i ochlapany krwią. Włosy upięłam w dwie wysokie kitki do rąk, chwyciłam siekierę także umazaną krwią i bardzo niebezpieczną. To nie rekwizyt. Żadna atrapa. Mam ją dla swojego bezpieczeństwa. Wychodzę z “garderoby” i poszłam na dół do wyjścia gdzie miałam się spotkać z Caspar’em, żeby ustawić się na swoich pozycjach. W drodze na dół, gdy już schodzę po schodach widzę Sabrine trzymająca się za brzuch.
- Kiraaa! Jak dobrze, że jesteś! Mój brzuuuch chce mnie zabić! Muszę lecieć do toalety, bo jak nie to będzie morze brązowe, a ja nie żartuję — łapie mnie za ramiona i lekko mną potrząsa. Zapomniałam, że ona jest taka narwana. - Zastąpisz mnie na jedną kolejkę? Nie dam rady teraz nikogo oprowadzić, a niedługo otwieramy. - Jej spojrzenie mimo tego, że jest taka ruchliwa i raczej nie pokazuje zbyt często, iż czymś się martwi teraz, jest całkowicie poważna.
- Jasne, że pomogę! Idź do łazienki niedługo, otwieramy, a ja nie chce sprzątać tutaj nic śmierdzącego.
Gdy zniknęła z zasięgu mojego wzroku, uderzyło we mnie, w co się dałam wciągać. Kira, tylko spokojnie. Caspar coś na to poradzi. Jestem już przy wyjściu, kiedy do mnie podbiega z uśmiechem, który tylko kieruje w moim kierunku. Nie mogę się oprzeć pokusie i się do niego wtulam, jeśli ktoś nas zobaczy nie, będzie ciekawie. Moje ręce delikatnie drżą na jego plecach i wiem, że już się martwi. Jego umysł produkuje tysiące filmów co, mogło wyprowadzić mnie z równowagi, ale pewnie żaden nie trafia w dziesiątkę.
- Muszę oprowadzić pierwszą kolejkę — mówię, nie podnosząc twarzy, prosto w jego ramię nieco zagłuszając to, co mówię. - Boję się.
- A ja myślę, że sobie poradzisz. Minęło już tyle czasu i nadal chodzisz sama po korytarzach szkolnych. Teraz też sobie poradzisz — głaszcze mnie po głowie, a potem po plecach zakreślając kółeczka. - Idę stanąć na swoje miejsce. - Przed odejściem klepie mnie mocno w plecy. - Dasz radę — mówi i odchodzi.
Nawet nie zwróciłam uwagi na jego przebranie… nie mam czasu, żeby nad tym rozmyślać, ponieważ dzwoni dzwonek do drzwi. Przeszły mnie dreszcze po plecach. Otwieram drzwi i widzę grupkę 15 osób.
Czas zacząć przedstawienie. Po jakimś czasie przestałam się martwić chłopakami w grupie i dałam się po prostu wciągnąć w atmosferę.
Kiedy wraca Sabrina, ruszam na swoje miejsce nieco zawiedziona. Dobrze się bawiłam. Nawet bardzo. Klienci wychodzili albo bladzi, albo śmiejący się do rozpuku czasami nawet bez żadnej reakcji jakby byli znudzeni, ale to zdarzyło się tylko raz. Jakiś ninja czy co?
Zawsze myślałam, iż jestem sama, ale czy to prawda? Niedawno zauważyłam, że dziewczyny próbują łapać ze mną kontakt kurde może, któraś z nich posiada te same fale co ja? Po tym, jak pogodziłam się z Sarą, czuję, że zostawiłam za sobą te całe rozczarowanie. Zrozumiałam, że nie mogę zostać do końca życia sama z towarzyszącym mi Caspar’em. Co, jeśli on także odejdzie i znowu będę musiała tułać się po ziemi sama. Ciągle przeprowadzając się z jednego zakątka do drugiego, to męczące przygniatające uczucie, które ciągle mnie przygniata, zaczyna znikać. Chcę skorzystać z tego życia, ponieważ jest tylko jedno. Może nie mam zamiaru od razu otwierać się dla wszystkich czy chodzić nie wiadomo jakie imprezy. Po prostu chcę spędzić miło czas, który jeszcze mogę wykorzystać. Niedługo pojawi się brak czasu na to, co będę chciała. Po ukończeniu szkoły, a może nawet studiów będę musiała znaleźć pracę, a to skróci mój wolny czas.
Zegar wybija dwudziestą pierwszą co, oznacza początek zabawy! Osoby z zajęć muzycznych wchodzą na scenę i zaczynają grać, a ja? Jestem zachwycona. Zaczynam rozumieć jedną bardzo ważną rzecz, a mianowicie gdyby sobie nie ufali nigdy w życiu, by tak pięknie i dobrze nie zagrali. Bez radości i zabawy z grania nie wyszłoby coś tak niesamowitego. To ich piosenka wspólnie napisana. Biorą to na poważnie, ale chcą się przy okazji dobrze bawić, płakać i czuć frustrację, jeśli nie uda im się wygrać jakiegoś konkursu. To o to w tym chodzi. Chcą być lepsi, ale bez tego ciężkiego uczucia przegranej nigdy nie przerosną ani siebie, ani przeciwnika.
Uśmiecham się do siebie i zaczynam skakać w rytm muzyki, to nie byłoby w moim stylu zacząć robić jakieś wygibasy. Caspar jest zaraz obok mnie, uciszając moje rozbiegane serce, które chce wyrwać mi się z klatki piersiowej. Tak boję się. Tylko ktoś, kto przeżył to, co ja może powiedzieć jak bardzo, ale nie będę się tym zadręczać do końca życia. Ruszam dalej. Są dwa typy ludzi ci, co nie mogą zostawić za sobą przeszłości i, ci, którzy to robią, a ja zamierzam należeć do drugiej grupy.
- Kira! - Caspar próbuję przekrzyczeć tę głośną muzykę. - Muszę jechać szybko do domu! Moja mama źle się poczuła! Kod czerwony! - pokiwałam głową, że rozumiem. Kiedy on się o tym dowiedział? Czy to niedziwne? Chociaż nie zwracałam za bardzo uwagi, przez chwilę co się dzieje, więc to nic dziwnego, że nic nie zauważyłam.
Wkurzona na siebie tupią nogą jak ośmiolatka, która właśnie się obraziła i w wyobraźni zaczynam się wyzywać od dzieciaków i, że powinnam dorosnąć.
- Caspar, jak dojadę do domu?! - Właśnie sobie przypomniałam o tym, że jakoś muszę wrócić, ale przecież ja nie dam rady zrobić tego sama po ciemku…
- Luka, po ciebie przyjdzie! - obejmuje mnie szybko na pożegnanie, a ja zapragnęłam zmyć się razem z nim.
Rozglądam się czy ktoś coś zauważył, ale gdy zauważam, że jest czysto w sensie każdy zajęty sobą czy znajomymi, a nawet całowaniem się ze swoim partnerem czy partnerką to się uspokoiłam. Rozpuszczam włosy, chcąc jakoś zakryć twarz. Gdybym mogła, ubrałabym się w coś, co mnie całkowicie zakrywa. Luka… przecież to największy zboczeniec, jakiego znam! Jeszcze zacznie mi gadać o tym, że jakaś laska mu się podoba i bla, bla, bla. Ludzie ratujcie mnie no.
Zatańczyłam jedną piosenkę z Sabriną i Anielą potem musiałam zwijać wrotki. Luka przyszedł!
Biorę po prostu rzeczy z garderoby, nawet nie mam zamiaru się przebierać. Ubieram kurtkę, szalik i jestem gotowa do wyjścia. Biegnę ciemnymi korytarzami, jakby sam diabeł we własnej osobie mnie gonił. Co jak co, ale jest ciemno, a te straszne ozdoby po prostu przyprawiają mnie o niemiłe uczucie i chcę stąd wyjść. Wypadam z budynku i to tak dosłownie. Leżę na ziemi, podnoszę się, siadając na tyłek i masuje ręce, które zamortyzowały mój upadek. Obok siebie słyszę ten denerwujący śmiech. Czeka mnie długa droga do domu on się bardziej rozgada niż Caspar.
- Hello! Już czekałem tu przygotowany, żeby zamienić się w kostkę lodu i czekać parę godzin aż wyjdziesz, a tutaj no proszę rekordowe tempo — przygląda mi się dłużej. - Nawet jeszcze masz makijaż.
Nie odpowiadam, po prostu zaczynam iść przed siebie. Może jak się nie odezwę, to się tak nie rozgada? Nadzieja matką głupich. Stwierdzam ten fakt po paru sekundach mojego truchtu.
- … no i wiesz ona na to… - wyłączam się po chwili i przytakuję w odpowiednich momentach. - Kiiira, co powinienem zrobić, żeby zwróciła na mnie uwagę?
- Nie być dupkiem, który chce ją tylko przelecieć, a zauważyć jej zalety i wady. Za nie ją pokochać i w sumie to tyle — patrzy na mnie w szoku, aż przystanął, uderzył się w czoło otwartą dłonią i zaczął się śmiać.
- Masz rację, tylko pomińmy ten fragment o zakochiwaniu się. Zrobię moje przedstawienie, a kiedy dostanę, czego chcę, to powiem papa.
Stanęłam w miejscu i przestałam iść, ale on gadając dalej jakieś bzdury, nie z tego świata szedł dalej, planując swój kolejny krok, a ja zaczynam się czuć jak jakaś najgorsza suka na świecie, myśląc tylko o tym, że mu w jakimś sensie pomogłam! Jezu, jaka jestem głupia.
Po krótkie, a może dłuższej chwili zauważam, że nie ma go na moim horyzoncie i zaczynam panikować. On by mi, chociaż pomógł i wiem, że nie jest mną zainteresowany, więc w jakimś sensie nie jest do końca w worku “potwory”. Zaczynam biec w kierunku mojego mieszkanka, ale po chwili czuję, jak moja noga ślizga się po mokrych liściach i dzisiaj po raz drugi upadam, tym razem uderzając się w głowę. Krzyczę przy zderzeniu, ale jest tak pusto, że aż mnie to dziwi. Chcę wstać, ale szok mi na to nie pozwala, a tym bardziej nieczarne mroczki przed oczami. Przeklinam swoje szczęście i zaczynam płakać. Duże krople wody mówią mi o deszczu, który po chwili zmoczył mnie całą, bezsilna śmieję się, leżąc na tej stercie liści i zastanawiam się, czy Luke dalej nie wie, że mnie zgubił. Wstaję powoli, podpierając się na prawej nodze i po chwili chcę podeprzeć także swój ciężar na lewej, ale jakie jest moje zdziwienie, gdy zaczyna mnie piekielnie boleć i nie mogę nawet delikatnie jej postawić na ziemi.
- Tylko skręconej czy połamanej nogi mi brakowało do szczęścia.
- Kiiiiraaa! - Tak oto pojawił się ten idiota od siedmiu boleści. - O mój boże! Casper zadźga mnie, a może nawet spali żywcem czy zakopie! Jestem martwy! Dosłownie na te wszystkie dziewczyny, które wykorzystałem! Już tego więcej nie zrobię! Naprawdę! Tylko chcę jeszcze zostać w całości ze sprawnymi klejnotami i całą resztą! Kiedyś też chciałbym mieć dzieci!
Ludzie trzymajcie mnie, on już tak zawodzi z trzy całe minuty, mówiąc to, jak nie chce umierać czy jeszcze chce poruchać, jak nie wykorzystując to chociaż jedną dziewczynę i tak dalej. Zdążyłam sobie usiąść na mokrej ziemi, nie za bardzo martwiąc się tym, że mogę się rozchorować, a Luke nawet tego nie zauważył.
- Wskakuj — mówi i kuca przede mną. Mówię wam scena jak z filmu.
Zaczynam się zastanawiać czy mogę go dotknąć. Na samą myśl o tym mam gęsią skórkę i moje ciało mówi mi, że już woli posiedzieć sobie w deszczu.
- Nie dam rady — szepcze do niego.
- No nic chyba muszę zadzwonić po karetkę.
Ten pomysł też mi się za bardzo nie podoba, ale lepsze to niż wchodzenie na jego plecy.
- Poproś, tylko żeby wysłali kobietę, proszę.

- No dobra. - I znowu zaczyna marudzić, wykręcając ten piekielny numer telefonu. Ile tak można?

4 komentarze:

  1. Heyo!
    Uff, serce mi podskoczylo, kiedy czytałam o przytuleniu się Kiry i Caspara. A jakby ich ktoś zobaczył? Byłoby źle, oj źle.
    Nasza malutka Kira w końcu wychodzi do ludzi. I jak słusznie zauważyła, po pogodzeniu się ze znajomymi jest jej i wiele lżej na duszy. Miłe :3
    Haa, no w końcu Kira i Luka. Nie mogłam się ich doczekać. Trochę nie podoba mi się to, że nie zwracał uwagi na to, że dziewczyna go nawet nie słucha. Nawet największy palant by to zauważył.
    Pozdrawiam i weny życzę!
    CanisPL

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hello! Jesteś pewna, że nawet największy palant by to zauważył? Ja w to nieco wątpię. Muszę niedługo wymyślić coś nowego haha chociaż pomysły są, ale nie zawsze mogę je zrealizować XD. Dziękuję za całe wsparcie CanisPL bez ciebie pewnie już dawno by się skończyło na wyznaniu Caspara. Dziękuję, że jesteś!
      Pozdrawiam cieplutko!

      Usuń
    2. Ooo <3 Z przyjemnością tu na zawsze zostaną :3

      Usuń
  2. Zostanę* Przy okazji, nie mam zamiaru cię tak szybko opuszczać xd

    OdpowiedzUsuń