piątek, 26 sierpnia 2016

Co się stało?

Słysząc dzwoniący telefon poderwałam się z posłania. Spojrzałam na zegarek i aż przeklęłam. Była już 8, a moje zajęcia aktorstwa właśnie się zaczęły. Szybko zerwałam się z łóżka, zaplątałam w kołdrę i zaliczyłam piękną glebę. Nie zważając na ból głowy pobiegłam do łazienki z ciuchami w ręku. Kiedy już wybiegałam z tostem w buzi, torbą i szkicownikiem zaczęłam przeklinać samą siebie za ubiór jaki wybrałam na dzisiaj.  
Klnąc jak szewc wbiegłam po 30 minutach do uczelni. Korytarze były puste, więc widząc już najgorsze scenariusze wbiegłam do pustej sali. Rozejrzałam się zdezorientowana po pomieszczeniu, a na zegarku który przyuważyłam była 7.32. Zabiję tego idiotę normalnie wysadzę go. Po chwili zaczęłam brać głębokie wdechy, żeby się uspokoić.
Właśnie sobie uświadomiłam, że nie pamiętam, kiedy byłam na kogoś zła.
Na moją twarz wpłyną uśmiech, jednak tak szybko jak się pojawił tak szybko zszedł. Nie mogę się do niego przywiązać. Powinnam zapomnieć o nim i nie myśleć nad przeszłością. Ludzie potrafią tylko ranić siebie nawzajem. Zaniosłam torbę do szatni. Cała moja szafka była oblepiona kondonami. Moje oczy napełniły się łzami. Kto to zrobił? Zaczęłam się zastanawiać. Drzwi do szatni trzasnęły, a ja niespokojnie drgnęłam i spojrzałam w tamtą stronę. Stał tam jakiś pryszczaty chłopak w okularach. Patrzył na mnie tak jakoś dziwnie. Oblizał usta, a mnie przeszły okropne dreszcze po plecach, oblał mnie zimny pot, a moje serce zaczęło bić jak szalone.
- Witam Kira. - przywitał się ze mną. - Dawno się nie widzieliśmy. - mruknął i znwou oblizał usta.
Ręce zaczęły mi się trząść. Nie wiedziałam co zrobić. Chwyciłam telefon gdzie miałam zapisanego tylko Marcusa i… Caspara. Wykręciłam do niego numer i o dziwo odebrał szybko.
- Pomóż mi. Jestem w szatni dziewczyn w klasie przeznaczonej dla zajęć aktorskich. - Powiedziałam to tak szybko, iż myślałam, że zaraz zabraknie mi tlenu.
Okularnik zaczął się do mnie zbliżać, a ja mimowolnie zaczęłam się cofać. Niby uczyłam się samoobrony i nie tylko, ale nie potrafiłabym nawet uderzyć czy zgnieść muchy. Szkoda mi było każdego stworzenia i nie kryłam się z tym.
Teraz sama czułam się jak mucha w sieci pająka która zaraz zostanie zjedzona, a jej szczątki wyschnął i zostaną.
Podszedł do mnie uśmiechając się szyderczo. W końcu byłam tylko jego zwierzyną, a on był myśliwym. Ręce trzęsły mi się strasznie. Co się ze mną dzieje? Normalnie gdybym była w takiej sytuacji od razu bym tą osobę znokautowała myśląc o swoim bezpieczeństwie.
Nie zdążyłam nic zrobić kiedy on się na mnie rzucił. Chcąc uskoczyć trafiłam na szafkę, boleśnie wbijając się w nią ramieniem. Bezśliność zaczęła mnie męczyć. Co zrobię, jeśli mnie zgwałci? Jak ja to przeżyję? Znowu pesymistyczne myśli wlały się w mój umysł jak świadomość, iż mogę zostać zgwałcona, a Caspar może nie zdążyć mi pomóc. Chłopak złapał mnie za ramiona i jakimś cudem związał.
Po moich policzkach zaczęły ściekać świeże strużki łez.
Zaczęłam się szarpać i krzyczeć, przez co dostałam w twarz. Policzek zaczął mnie strasznie boleć, ale to nie bolało tak jak to, co teraz się działo.
- Masz się zamknąć. Może będę wtedy delikatny jak będziesz cicho.
Zakneblował mi usta jakąś szmatą i kiedy już miałam wypchnąć ją z jamy ustnej zakleił mi usta taśmą. Wiłam się i szarpałam, za co dostałam w drugi policzek.
Powoli zaczął rozwiązywać mi gorset, zaczęłam wierzgać nogami. Kiedy kopnęłam go w brzuch i zaczęłam odczołgiwać się pod drzwi złapał mnie za włosy i brutalnie rzucił o grzejnik.
Nie zemdlałam, po prostu uderzenie w tył głowy było tak mocne, że nie myślałam już racjonalnie i nie miałam siły na nic.
Kiedy zostałam w samej bieliźnie, wróciła moja zagubiona świadomość.
Napastnik zdarł ze mnie stanik i zaczął ssać moje sutki na zmianę. Próbowałam się wyrywać czy go kopnąć, ale usiadł mi na nogach, a ręce miałam związane z tyłu. Kiedy już miał wsadzić swojego członka, drzwi zostały przez kogoś wyważone, a w pozostałości po nich stanął niebieskooki. Załkałam i skuliłam się kiedy oderwał ode mnie okularnika. Cała drżałam. Chciałam zostać sama i po prostu leżeć i nic nie robić. Caspar zdążył nałożyć na mnie jego czarną koszulę która była o dwa rozmiary jak nie o 3 za duża, a do pomieszczenia wbiegł nauczyciel. Nie zamierzałam nic zgłaszać, a namawiano mnie do tego. Do niczego nie doszło i powinni się uspokoić. Zwolnili mnie i Caspar’a z lekcji, nie wiem czy wiedzieli, że się od niego nie odkleję jako, iż to moje jedyne wsparcie czy po prostu nie chcieli bym zrobiła sobie coś złego. Nie byłabym wstanie sobie coś zrobić. To, by było wbrew mnie samej, zamiast tego chciałam się w coś ubrać, ale nie miałam bielizny. Wystarczyło, że usłyszałam; czyjś kaszel, szuranie butami lub męski głos, a drżałam jakby ktoś zaraz miał mnie skrzywdzić. Ciemnowłosy próbował mnie uspokoić, ale nic nie pomagało.
W końcu udało mu się wyswobodzić z moich ramion. Wiedziałam, że się mu narzucam, ale nie miałam komu się wygadać bądź wypłakać. Kiedy mnie puścił skuliłam się już ubrana w to, co mi zostało i kiedy objęłam rękoma nogi schowałam w nich głowę. Zaczęłam szlochać.
Po paru minutach zdałam sobie sprawę z tego jak samotna jestem. Kiedy już myślałam, że Caspar najzwyklej na świecie sobie poszedł on usiadł koło mnie, położył mi rękę na plecach.
- Jeśli będziesz czegoś potrzebować to, po prostu mi to powiedz. Zawsze jestem do twojej dyspozycji.
Uniosłam lekko głowę i spojrzałam mu tak głęboko w oczy, że, aż odwrócił wzrok zakłopotany.
- Wiem, że jestem Ci obcy, ale zawsze możemy się lepiej poznać. - mruknął nie patrząc na mnie.
- Więc… Poznajmy się - powiedziałam swoim zachrypniętym głosem.
- Najpierw powinnaś się przebrać.
- Pojedziesz ze mną do mnie? Muszę się odświeżyć i… - głos mi się załamał.
Nie mogłam dokończyć, czułam jak robi mi się gula w gardle, miałam takie uczucie jakby wciąż rosła i tylko czekała, aż zacznę płakać, ale nie wyrzuciłam z siebie niczego. Nie pozwoliłam łzom wypłynąć, a zebrały mi się już w kącikach oczu.
Wstałam posoli z ławki na której siedziałam i ruszyłam w stronę jak mi się wydawało metra.
- Kira, metro jest w drugą stronę.
- Wiedziałam. - powiedziałam przekonująco.
- A mi się wydaje, że jednak nie.
Zaczął mnie drażnić, ale nie dam mu tej satysfakcji.
- Może po prostu się zamyśliłam? - zapytałam jego, ale chyba chodziło mi o samą siebie.
- Niech Ci będzie. Tym razem Ci odpuszczę. - Jak jakiś mały dzieciak pokazał mi język, a ja  się zaśmiałam i powtórzyłam gest.
Ludzie jakoś dziwnie się na nas patrzyli, ale nie obchodziło mnie to. Ważne było to, iż zapomnę o dzisiejszym wydarzeniu. Przynajmniej tak sobie to wszystko tłumaczyłam.
Gdy byłam już w swoim przytulnym mieszkaniu, pozwoliłam żeby mój gość się rozgościł i zrobiłam mu czarną herbatę.
Sama wybrałam z szafy czarne rurki, czerwoną bluzkę z wzrokami i czarny sweter, który był o jeden rozmiar za duży. Wzięłam bieliznę i już zniknęłam za drzwiami łazienki. Kiedy wyszłam odświeżona z mokrymi włosami Caspar, siedział podpierając brodę na rękach i zastanawiał się nad czymś.
- To moja wina. - szepnął. - Gdybym Ci nie przestawił zegarka wszystko byłoby w porządku. - ciągnął po krótkiej przerwie.
Położyłam mu rękę na ramieniu i usiadłam koło niego.
- Kto wie, czy nie zrobiłby tego gdybym spóźniła się na zajęcia. Może zaczaiłby się w szatni. - pokręciłam przecząco głową. - Gdybym do ciebie od razu nie zadzwoniła… To leżałabym tam… - niedokończyłam już myśli.
Nie mogłam o tym myśleć, czułam się zbrukana pomimo tego, iż do niczego nie doszło. Czułam się brudna. Kiedy zobaczyłam swoją czerwoną rękę po tym jak tarłam ją gąbką ściągnęłam rękaw, żeby nie zauważył mojej zaczerwienionej skóry. Moje próby poszły na marne ponieważ odsunął się ode mnie delikatnie. Podwinął rękawy mojego grubego swetra i aż nabrał powietrza do płuc. Na moich dłoniach, rękach były czerwone ślady i nie tylko z niektórych ran ciekła krew. W momencie kiedy spojrzał mi w oczy spuściłam wzrok.
- Nadal czuję jego wstrętny dotyk. - przyznałam ciężko przez zaciśnięte gardło.
Złapał mnie za tył głowy i przyciągnął do swojego torsu, na początku siedziałam nieruchomo nie wiedząc co robić, ale po chwili gdy mnie objął odwzajemniłam uścisk i rozpłakałam się na dobre wyrzucając wszystkie swoje dzisiejsze przeżycia.
- Miałem się dzisiaj spotkać z kumplem, pójdziesz ze mną? - zapytał troskliwie kiedy moczyłam mu koszulkę.
Nie będąc w stanie wydusić chociaż cichej odpowiedzi kiwnęłam tylko głową na tak.
- Więc powoli się ogarnij.
Oderwałam się powoli od jego koszuli która, aż się do mnie przykleiła.
- Przepraszam, że zmoczyłam ci koszule. - powiedziałam smętnie.
- To nic. Lekko się przykleiła i zrobiła zimna, ale się jakoś obejdzie.
Zaczęliśmy się śmiać. Opatrzył mi ręce tak dokładnie, iż myślałam, że zrobił to profesjonalny lekarz. Po paru minutach byliśmy już ubrani w kurtki i buty. Wzięłam po drodze do drzwi klucze do domu i wyszliśmy na chłodny wiatr który nie był taki zimny jak w innych krajach, co mnie bardzo cieszyło, ale i tak było mi zimno.
- Nie cierpię zimna - mruknęłam cicho.
- Ja też nie - odpowiedział mi Caspar.
W jakiejś uliczce spotkaliśmy jego przyjaciela.
- Cze Caspar!
Schowałam się za plecy czarnowłosego chłopaka i nawet za jego namowami nie chciałam stanąć koło niego. Chłopak chciał mi podać rękę, a ja nieświadomie się cofnęłam. Jasnooki chciał zatrzymać przyjaciela, ale nie udało mu się i już do mnie podchodził z dziwnym uśmiechem na ustach.
- Ej stary daj jej spokój - powiedział lekko wkurzony brunet.
- O co ci chodzi? - zapytał jego przyjaciel. - Ja chcę ją tylko lepiej poznać - mówiąc to oblizał łakomie usta.
Dolna warga zaczęła mi drgać, a ja w nerwowym geście zaczęłam drapać dłonie. Bałam się. Nie chciałam znowu przeżywać rozrywki z rana.
- Pomóż mi Caspar - powiedziałam błagalnie.
Chłopak odciągnął ode mnie swojego przyjaciela i coś mu szepnął na ucho. Ten w geście skruchy spuścił głowę i zapatrzył się w chodnik.
- Przepraszam - szepnął. - Nazywam się Luka.
Luka był jasnym szatynem, jego brązowe włosy zwijały się w lekkie loczki, a lekko przydługa grzywka wpadała mu w jego czarne oczy, które miały lekko czerwony odcień, był dobrze zbudowany.
- Nic się nie stało. - powiedziałam beznamiętnie.
Znowu wracam do bycia nieczułą dziewczyną. Przytuliłam się do ramienia Caspara i za nic nie zamierzałam się od niego odsunąć. Gdzieś niedaleko nas ktoś kaszlnął, a ja podskoczyłam. Wszystko mnie rozpraszało. Cieszyłam się, że jest przy mnie chociaż, jedna osoba.
- Przepraszam nie przedstawiłam się. - Maniery wzięły nade mną górę. - Jestem Kira. - powiedziałam już ciszej.
- Miło mi cię poznać. - powiedział z bananem na ustach pokazując białe równe zęby.
- Mi również.
Zaczynałam mówić jak jakaś stara babcia.
- To idziemy do zatrutego kotła? - zapytałam z nadzieją.
- Jasne. - odpowiedział mi brunet.
Szliśmy zatłoczonymi uliczkami przez które przeciskali się turyści, a my we trójkę jakoś zdołaliśmy się przedrzeć przez tą dzicz.
- Co to za miejsce do którego idziemy? - dopytywał Luka.
- Zatruty kocioł to restauracja. - odpowiedział mu przyjaciel.
Zaraz potem zaczęli żartować, ale jakoś żarty tej dwójki nie potrafiły mnie dzisiaj rozśmieszyć. Zastanawiałam się, co by było gdyby Caspar wtedy mi nie pomógł. Gdyby, po protu mnie olał, tak jak każdy inny.
Nieświadomie położyłam mu głowę na ramieniu i puściłam go. Stanęłam w miejscu i czekałam, aż odejdą. Na moje nieszczęście oboje odwrócili się w moją stronę i spojrzeli na mnie zdziwieni.
Niebieskooki wyciągnął w moją stronę dłoń. Bez namysłu ją chwyciłam, ale nie myśląc długo pobiegłam w stronę Forum Romanum. Chciałam się przejść po czymś co używali niegdyś starożytni rzymianie.
Uwielbiałam podziwiać w nocy stare budowle.
- Ostatnio byłem u Sary. - mruknął szatyn.
Moje serce zabiło szybciej, czyżby znali moją byłą przyjaciółkę? Miałam taką okropną nadzieję, że nie.
- I co tam u niej? - zapytał wesoło Caspar.
- Po staremu. Razem z Karoliną urządzają imprezę. Przyjdziesz nie? - zapytał Luka.
- Nie wiem stary. Muszę się przygotować na sprawdziany. W końcu nie puszczą mnie na ferie jesienne, jeśli tak dalej pójdzie. - mrukną niezadowolony.
Jakoś tak, czułam się, jakby o mnie zapomnieli. Spuściłam głowę, ale zaraz ją wysoko podniosłam.
- Caspar, wracamy się do restauracji Marcusa? - zapytałam cicho.
- Jasne - odpowiedział mi od razu.
Teraz wiedziałam, że robił to wszystko z litości. Nienawidziłam litości. Nie potrafiłam jej zaakceptować, w końcu czułam się wtedy biedna, kiedy ktoś się na de mną litował. To nie było mi potrzebne.
- Jeśli chcesz okazać komuś litość to okaż, ją komuś innemu. - mruknęłam cicho. - Ja jej nie potrzebuję. - dopowiedziałam.
Puściłam jego rękę i odbiegłam parę kroków do przodu. Chłopaki stanęli prze de mną i wpatrywali się we mnie jakby ducha zobaczyli. Nie potrafiłam postąpić inaczej. Sama bez chłopaków skierowałam się do mojego ulubionego miejsca w całym Rzymie.
Weszłam do ciepłego pomieszczenia i uśmiechnęłam się od ucha do ucha kiedy poczułam zapach panujący w pomieszczeniu.
- Marcus! Zrób mi pizze z kurczakiem!
Wiedział, że jak do niego krzyczę po wejściu to idę do łazienki, a on potrawę postawi mi na stole i będzie na mnie czekać. Jakoś miałam ochotę na taką prawdziwą włoską pizze z grubym ciastem.
Kiedy wróciłam, przy stole siedział Caspar i Luka. Co on ode mnie chce? Nie potrafiłam sobie odpowiedzieć na to głupie pytanie. Nie potrafiłam go nawet przejrzeć. Irytowało mnie to. Jego przyjaciel jest podrywaczem, uzależnionym od sexu i uwielbia duży biust. Nie cierpi ostrych potraw i ma delikatny żołądek, ale Caspara nie mogłam rozgryźć. Nawet gdyby opowiadał mi o sobie tygodniami musiałabym go poznać. Czasami wydawał się dziwny, jakby nie docierało do niego to, co ktoś do niego mówi, a i tak poprawnie odpowiada. Większość czasu o czymś myśli, ale nie pozwala siebie poznać.
Usiadłam na swoje miejsce z którego wygoniłam szatyna i pokazałam mu język jak małe dziecko. Do naszego stolika podszedł mój przyszywany wujek z mega wielką pizzą. Spojrzałam a niego zdziwiona. Ja tego nie zjem, a nie chciałam dzielić się z chłopakami najlepszą pizzą jaką jadłam.
- Wuja, a ja mówiłam o mega dużej jaką tylko tutaj robicie? - powiedziałam obrażona.
Wzruszył ramionami kiedy położył blachę z pizzą na stole.
- Niby nie, ale chłopaków też trzeba dobrze wyżywić. - mruknął.
Normalnie zaczęłam myśleć, że gorąca para to mi z uszu wychodzi.
Chłopacy spojrzeli to na Marcusa na mnie lub pizze ogromnych rozmiarów.
- No i na, co się gapicie.
Czy ja robię się opryskliwa, zrzędliwa i cholera wie, co jeszcze? Ja nie chce. No i maruda prze de wszystkim.
- Przepraszam, jeśli uraziło cię moje zachowanie, ale taki już jestem.
- Zapewne przez Sare. - wymsknęło mi się.
Zakryłam usta dłońmi i czekałam, aż cokolwiek któryś z nich powie.
Spojrzeli na siebie jacyś tacy zdziwieni, ale nie wiedzieli najwyraźniej co powiedzieć.
- Znasz ją? - zapytał Luka.
- Zależy jaka to Sara. - mruknęłam.
- Jest brunetką, ma heterochromię…
Nie dałam mu dokończyć tylko zakryłam jego usta ręką, a on jak na zawołanie się zamknął jakby taka sytuacja zdarzała się nie raz.
- Wytresowała was jak pieski. - zaczęłam się niepochamowanie śmiać.
Oboje spojrzeli na mnie urażeni.
- No co? - zapytałam po fali śmiechu. - Jeśli nie potraficie postawić na swoim to się nie dziwię, że we wszystkim się zgadzacie. - mruknęłam mało zadowolona. - A już myślałam, że nie będę musiała na nią patrzeć.
- Czy wy kiedyś się kolegowałyście czy coś? - zapytał zdezorientowany brunet.
- Taaa, przyjaźniłyśmy się. Później spieprzyła wszystko, a ja musiałam wyjechać z Włoszech.
- Gdzie mieszkałaś wcześniej? - zapytał tym razem ciemnooki.
- Hmmm zależy o którą część mojego życia wam chodzi. Gdy miałam, jakieś 6 lat mieszkałam dwa lata w Hiszpanii, później w Grecji rok, rok w Polsce, kolejny rok w Anglii w końcu wróciłam do Włoszech na 12 urodziny, ale przed trzynastymi urodzinami wyprowadziłam się do Niemiec, Portugalii, mieszkałam nawet w Egipcie, Francji i Czechach.
Kiedy spojrzałam na ich miny zaczęłam się śmiać, ich oczy przypominały wielkie pomarańcze, a usta były tak szeroko otwarte, że mogła im do nich ropucha wskoczyć.
- I ty nauczyłaś się tych wszystkich języków?
Luka, chyba nie dowierzał swoim uszom.
- Musiałam.
- Tak w ogóle to co się stało, że nie jesteście już przyjaciółkami?
- Czy wy nie chcecie wiedzieć za dużo?
- No dobra dobra, nie męczymy cię więcej. - mrukną brunet.
Zaczęliśmy powoli jeść, przy okazji rozbudowywałam swój pomysł na pracę z rysunku. Gdy jedliśmy w takiej ciszy jaka zapanowała pomiędzy nami trzeba czułam się niezręcznie. Pierwszy raz od czterech lat mam towarzystwo i nie wiem jak się zachować. Szkoda, że człowiek nie może zapominać tego co chce wyrzucić z pamięci. Może powinni stworzyć jakiś środek żeby nie myśleć o tych przykrych przeżyciach.
Westchnęłam ciężko. Czy oni na prawdę nie mogą zacząć gadać na jakiś głupi temat? Nie wytrzymam, zaraz zwariuję. W dodatku oboje widzieli mojego szkieleta w todze, jaki wstyd. Caspar, chyba wyczuwając o czym myślę pokazał malunek na ścianie Luce. Spłonęłam rumieńcem.
- Widzisz te wszystkie obrazki? - zapytał brunet.
Szatyn pokiwał twierdząco głową i uśmiechnął się głupkowato.
- Wszystkie namalowała Kira.
Ciemnooki spojrzał na mnie lśniącymi oczami i chyba myślał, iż namalowałam to niedawno.
- Najlepsze jest to, że zrobiła to w wieku 7 lat. - opowiadał dalej niebieskooki.
Teraz to Luka nachylał się nad stołem w moją stronę. Chwycił moje dłonie i zamknął w swoich olbrzymich palcach.
- Narysuj mi coś. - powiedział to tak przekonująco, że chciałam wyciągnąć szkicownik i namalować mu jakąś cycatą laskę.
Po chwili się, jednak ogarnęłam i pokręciłam przecząco głową.
- Może kiedy skończę pracę semestralną. - spojrzał na mnie błagalnie. - Ewentualnie jak będę mieć natchnienie.
Nie powiem, że nie miałam go teraz, ale nie pozwolę komuś patrzeć jak szkicuję. Wbrew pozorom nie cierpiałam jak ktoś wtedy patrzył na moją pracę. Teraz, pomyślałam i, co z tego i już miałam wyciągać szkicownik kiedy usłyszałam głos wuja.
- Kira, powinnaś się pośpieszyć niedługo zamykam!
- Mógłbyś zwolnić mnie z zajęć w poniedziałek? - powiedziałam w miarę głośno.
Spojrzał na mnie zdziwiony rochylając lekko usta.
- Czy coś się stało? - zapytał zaniepokojony.
- Nnie. - zaczęłam wymachiwać rękoma. - Po prostu dzisiaj miało miejsce niezbyt przyjemne zdarzenie.
Spuściłam głowę zarumieniona. Czułam się strasznie, a nie chciałam mu o tym mówić, ale chyba, jednak muszę. Podeszłam do niego powoli, jakby nogi ważyły z tonę, a ja szłam jak na skazanie. Kiedy już szeptałam mu na ucho to co się wydarzyło spojrzał na mnie tym razem z zaciśniętymi ustami.
- Na ile chcesz to zwolnienie?
- Nie wiem. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Jedynymi osobami płci męskiej, jakie nie wzbudzają mojego tymczasowego jak sądzę strachu, jesteś ty i Caspar.
Napisał mi zwolnienie na tydzień za co byłam mu wdzięczna jak cholera.
Na szczęście jutro sobota, wstanę po dziesiątej albo po dwunastej. Naprawdę się wyśpię, nie będę musiała biec do szkoły. Cóż za wspaniałe myśli.
- I jak poszło? - zapytał Luka.
- Dobre. - odpowiedziałam od razu bez namysłu.
- To wychodzimy gdzieś jutro? - zapytał tym razem Caspar.
- Nie wiem. W soboty nigdy nie wychodziłam. - mruknęłam.
Oboje spojrzeli na mnie zdziwieni.
- Nie patrzcie tak na mnie, bo czuję się jak rzadki okaz w zoo. - burknęłam
- Chodź na pizze po 19. - namawiał mnie brunet.
Szliśmy właśnie ciemnymi uliczkami Rzymu i nie uśmiechało mi się samej wracać po 24. Jeszcze na serio mnie ktoś zgwałci i wtedy nie zdążę zadzwonić do nikogo.
- Kiraaaa~ - szatyn specjalne przedłużył ostatnią sylabę, a ja drgnęłam mimowolnie. - Podaj mi swój numer.
Bez żadnych ceregli wsadził mi swoją Nokie Lumie w rękę i takim oto sposobem zostałam zmuszona zapisać mu swój numer telefonu.
- Masz. - wysyczałam.
- Dzięki.
Myślałam, że się z radości nie posika albo, że zacznie skakać.
Jakoś polubiłam tego idiotę, oczywiście był nim pozytywnie.
- Wtedy jej powiedziałem, że ma małe piersi, ale nie liczy się rozmiar. A ona od razu dała mi z liścia i nawet nie wysłuchała co miałem do powiedzenia. - opowiadał oburzony swoją historię czarnooki zboczuch.
- Aleś ty głupi. - mruknęłam pod nosem. - Mam miseczkę C, prawie D i co powiesz mi, że moje piersi nie są wystarczająco duże na coś tam i dodasz, że ich rozmiar nie jest ważny? - zapytałam.
Mówiłam tak szybko zła na niego, a zarazem chciało mi się śmiać, że powiedział taką głupotę dziewczynie. Mimo, iż myślałam cały czas słuchałam jego paplaniny. Już wiem dlaczego Caspar mówi dużo w moim towarzystwie. Uśmiechnęłam się do swoich głupich myśli.
Spojrzałam na Luke, a on się podrapał po czubku głowy.
- Głupio postąpiłem. - powiedział całkiem szczerze. - Powinienem ją przeprosić.
- Powinieneś. - mruknął niebieskooki.
- Odprowadziłbyś mnie? - spytałam czarnowłosego spuszczając głowę.
Potarł kark i zaczął intensywnie myśleć. Za to Luka wyrwał się do przodu.
- Ja Cię mogę odprowadzić. - zaoferował.
Po moich plecach przebiegł niemiły dreszcz.
- Nie dzięki. - mruknęłam chowając się za plecami Caspar’a.
Jako, iż nie poszłam na układ, że odprowadzi mnie do metra i dalej pójdę już sama z buta odprowadzili mnie oboje, żeby im się po drodze do domu nie nudziło.
- Naprawdę dziękuje wam. Bez was wmurowało, by mnie w chodnik i bym się nie ruszyła, nawet gdyby mieliby użyć dźwigu.
Zaczęliśmy się śmiać, ale mimo lekkiej atmosfery nie potrafiłam się wyluzować. Miałam wszystkie mięśnie tak spięte, że, aż bolało mnie całe ciało.
Dziwnie się czułam jak tak odprowadzili mnie pod drzwi mojego mieszkania.
- Dzięki, że mnie odprowadziliście.  
- Nie ma sprawy, ale postawisz nam pizze dobra? - pytał Luka.
- Jasne. Mam nadzieję, że zmieścicie dwie mega duże pizze. - pokazałam im język.
- Ty się jeszcze pytasz? - zażartował szatyn.
- A żebyś wiedział. - odpowiedziałam hardo.
- To może będziemy się już zbierać? - zapytał Caspar, Luki.
- Jasne, późno się zrobiło, a my mieliśmy być w parku o dwudziestej. - mruknął lekko się krzywiąc.
- Co mieliście iść na chlanie? - wtrąciłam swoje trzy grosze.
Spojrzeli na mnie oskarżycielsko, że to powiedziałam.
- No co? Taka jest prawda, a może się mylę?
- Nie.
Powiedzieli oboje na raz.
- No to do jutra. Nie mówcie nic Sarze ani jej innym znajomym o mnie.
Nie wiem dlaczego, ale oboje się zgodzili. Mi to pasowało, przynajmnniej nie dowie się, że wróciłam lub wpadnę na nią sama.
Zatrzasnęłam drzwi wejściowe, byłam strasznie zmęczona. Dopiero teraz zmęczenie tak mnie przytłoczyło, że rozpłakałam się ponownie, kiedy pomyślałam o dzisiejszych wydarzeniach. Poszłam pod prysznic i już miałam znowu wyszorować się gąbką, ale pomyślałam, że nie warto się tak ranić. Odświeżona wyszłam spod prysznica z mokrymi opatrunkami na rękach, więc je ściągnęłam. Moje ręce wyglądały paskudnie nie mówiąc już o nogach i brzuchu. Jak ja to sobie zrobiłam? Wzięłam wodę utlenioną i przeczyściłam rany. Cała wyglądałam jakby podrapał mnie kotz, a ja zrobiłam to chyba paznokciami. Nie myśląc już o tym więcej położyłam się spać słuchając Kamui Gakupo, jednego z nielicznych vocaloidów jakich polubiłam, gdy mieszkałam jeszcze w Japonii. Tym razem trafiło na piosenkę Paranoid Doll. Po pierwszej zwrotce zaczęłam płakać, kiedy przypomniałam sobie przeszłość i stosunek moich rodziców do mnie. Z zaschniętymi stróżkami łez morfeusz otulił mnie swoimi ramionami i pozwolił oderwać się od rzeczywistości.


sobota, 20 sierpnia 2016

Początek

Siedziałam w klasie i czekałam na nauczyciela. Byłam odwrócona tyłem do tablicy i gawędziłam z przyjaciółką, do sali weszło dwóch chłopaków i jedna dziewczyna. Gdy zdałam sobie sprawę, że Sara mnie nie słucha spojrzałam za siebie. Przy ogromnej tablicy zobaczyłam naszego nauczyciela wraz z grupką nowych uczniów. Jeden z nich był bardzo wysoki, po obu stronach głowy miał krótkie, cieniowane brązowe włosy, natomiast z tyłu ledwo co sięgające barków. Tej samej barwy były również jego tęczówki. Drugi chłopak był puszystej postury (czyt.pulchny); jego ubranie zdradzało fakt, iż jest tak zwanym metalowcem. Jego ciemne blond włosy i czarne oczy spoglądały radośnie na klasę. Dziewczyna zaś była brunetką, jej rozpuszczone włosy sięgały pasa i miło się uśmiechała. Ale pomimo tych pozorów coś mnie w niej niepokoiło.
Każdy uczeń lub uczennica zmierzyli nowych, po czym zaczęli odwracać się do swoich znajomych. Gromkie rozmowy roznosiły się po pomieszczeniu, zagłuszając głos nauczyciela. Dziewczyny w klasie były zachwycone nowym, przystojnym “nabytkiem”, także zainteresowały się chłopcem w czerni. W końcu nigdy jeszcze nie widziały kogoś tak dziwnie ubranego. Natomiast męska część klasy zastanawiała się, kim jest ta dziewczyna i czy łatwo ją poderwać; byli podekscytowani. Na końcu swoich rozważań postanowili poznać obu nowych kolegów i się z nimi zaprzyjaźnić.
Na następnej przerwie razem z Sarą udało nam się zakolegować z nimi. Zaczęliśmy spędzać ze sobą każdą wolną chwilę, poznawać siebie; czyli wszystko to, co powinni robić nowo poznani nastolatkowie.
Któregoś dnia na placu zabaw bujaliśmy się na sporej huśtawce, na której można było się z łatwością rozłożyć i wpatrzonym w niebo bujać. Tego wieczoru wyszłam razem z Sarą i Max’em na spacer, niestety nie było z nami Karoliny ani Nathan’a. Na początku się trochę wygłupialiśmy, następnie poszliśmy na naszą ulubioną huśtawkę, aby zabić jakoś czas. Po jakimś czasie, znużeni przeszliśmy się po parku, wchodząc pomiędzy drzewa. Używając strasznej muzyki przestraszyliśmy jakieś dwie pijane dziewczyny, które akurat chwiejnym krokiem przechodziły koło nas.
Spacerując o tak późnej porze, miałam nadzieję, że mama się nie martwi. Bądź co bądź, ale ona ma tendencję do tego, że martwi się o każdą błahostkę. Jak na zawołanie zadzwonił mój telefon, więc szybko odebrałam.
- Tak? - odezwałam się niepewnie.
- Kiedy będziesz w domu?
- Niedługo - powiedziałam, a po chwili namysłu dodałam. - Zaraz będę. - Rozłączyłam się. - Muszę wracać do chaty - mruknęłam niezadowolona.  Znajomi nic mi na to nie odpowiedzieli.
Tej nocy miała zostać u mnie Sara, ale powiedziała, że źle się czuje, więc stwierdziła, że pójdzie do domu. Na pewno się jej po prostu nie chciało - pomyślałam.
Kilka dni później.
Siedziałam na łóżku i pisałam sms’a do swojej przyjaciółki. Było po północy, toteż z myślą, że jest późno i ciemno-włosa mi nie odpisze, poszłam spać. Następnego dnia nie przyszła mi odpowiedź, dlatego zaczęłam się martwić. W tym czasie zadzwoniła do mnie Karolina.
Kiedy odebrałam, wydarła się na mnie:
- Ktoś mi powiedział, że mnie wyzywałaś od suk i tym podobne!
   Siedziałam zszokowana na łóżku i nie wiedziałam, co powiedzieć. Od kilku dni siedziałam sama w domu i nie wychyliłam nawet nosa za framugę, więc tym bardziej nie wiedziałam dlaczego jestem oskarżana, o coś tak głupiego.
Zaczęła mnie przezywać i wrzeszczeć na mnie przez telefon.
Serce biło mi tak mocno, iż myślałam, że niedługo po prostu wyskoczy mi z piersi.
- Nie pozwolę się wyzywać od suk, rozumiesz?! - wrzasnęła ponownie w słuchawkę.
- Przecież ja nie wychodziłam z domu od tygodnia! - oburzyłam się.
- Nie prawda! Sara mi powiedziała, że wczoraj wyszłaś z nią wieczorem i zaczęłaś mnie przezywać i obgadywać! Nie pozwolę się tak traktować, łapiesz?!
Siedziałam osłupiała nie rozumiejąc nic z tego, co mówi.
- Wbij sobie do swojego orzeszka, że nie pozwolę się tak traktować. A jeśli powiem ci, że Dżepetto wystrugał ci krzywo nos?! I co, zabolało prawda?!
To, co mi powiedziała, miałam głęboko gdzieś. W telefonie podczas rozmowy z nią usłyszałam głośny śmiech mojej, jak sądziłam przyjaciółki. Miałam ochotę zaśmiać się w ten cholerny telefon, który trzymałam w ręku.
- Tak szczerze to nie - odpowiedziałam jej na pytanie spokojnie.
Po paru wyzwiskach skończyła się nasza rozmowa.
A ja... nie rozmawiałam z nimi już nigdy więcej.  
Cztery lata później.
Spieszyłam się na zajęcia malarskie i aktorskie. Spojrzałam na zegarek, który miałam na nadgarstku. Jest źle; mam 5 minut, żeby dojść, a w najgorszym wypadku dobiec do szkoły.
Nie patrząc przed siebie wpadłam na kogoś, szybko przeprosiłam tą osobę cicho i pobiegłam dalej nawet nie oglądając się za siebie.
Kiedy dobiegłam do liceum dla artystów byłam tylko lekko zmęczona. Budynek nie był duży i zawsze zachwycał mnie swoim wyglądem, a wygląda jak mały zamek.
Lekko zdyszana weszłam do budynku razem z dzwonkiem. Na szczęście dobiegłam w samą porę.
W poniedziałki, środy i piątki mam najpierw lekcję rysowania, więc udałam się szybko do odpowiedniej sali.
Na początku chciałam zapisać się na zajęcia muzyczne, jednak na moje nieszczęście nie było wolnych miejsc, więc przyjęli mnie na aktorstwo.
Weszłam do klasy, w której dopiero zbierali się ludzie. Czasami gadałam z kimś, ale tylko wtedy, gdy ktoś się mnie o coś pytał.
Każdy nazywał mnie królową samotności. Nie potrafiłam im powiedzieć, że jest inaczej - bo nie było. Od kilku lat nie miałam przyjaciół ani znajomych. Nie czułam się z tego powodu źle ani samotnie. Po prostu nijak; brak przyjaciół jakoś nie oddziaływał na mnie szczególne.
Pomogłam rozkładać sztalugi pewnej dziewczynie; nazywa się ona Aniela, jej imię znaczy zwiastun. Ładne ma imię, takie delikatne, nie tak jak moje Kira. Czy nie brzmi ono męsko? Znaczenie jest zabawne; pan lub władca. Nigdy nie podobało mi się ono, ale nie myśląc już o tym, zastanawiałam się kto przyjdzie tym razem na nasze zajęcia. Po rozłożeniu wszystkiego usiadłam na swoim miejscu i czekałam, aż ktoś przyjdzie. Zaczęłam się nudzić, więc wzięłam szkicownik do ręki. Pociągnęłam parę razy po białej kartce ołówkiem, żeby uzyskać kontur tego, co chciałam narysować.
Do sali ktoś wszedł, jednak byłam tak zajęta rysunkiem, który zaczęłam tworzyć, iż nie spojrzałam nawet na tą osobę.
- Czy jest tu niejaka Kira Nemezis?
Spojrzałam na tą osobę. Był to jakiś długowłosy chłopak, a może mężczyzna? Nie wiem. Jego kruczo-czarne włosy sięgały lekko poza ramiona, miał bladą cerę, wyglądała na dość delikatną. Miał trzy kolczyki w wardze i jeden w brwi. Czegoż to może chcieć ode mnie nieznajomy chłopak?
- To ja - powiedziałam cicho podchodząc do niego powoli, zgrabnie.
O ile pamiętam zawsze się tak poruszałam. Ciemnowłosy spojrzał na mnie lekko zdziwiony, w końcu, może spodziewał się zobaczyć jakąś laskę barbie? A może wiedział jak wyglądam i to mój strój go zaskoczył. Miałam na sobie spódniczkę przed kolana, gorset, glany dwudziestki i rajstopy, które były podarte. Lekki, ale zarazem ciemny makijaż uzupełniał mój wygląd. Czasami ubierałam się inaczej, tak bardziej kolorowo, jednak mój gotycki wygląd najbardziej mi pasował.
- Znalazłem twój bilet miesięczny - powiedział powoli.
Nie wiedziałam o co mu chodzi. Mój bilet? Przecież mam go w kieszeni płaszcza, którego jeszcze nie ściągnęłam.
Włożyłam ręce do kieszeni i kiedy nic nie znalazłam spojrzałam w jasne tęczówki chłopaka.
Po pomieszczeniu rozniosły się szepty. Nie cierpiałam tego. Jak można kogoś obgadywać, kiedy ta osoba jest w tym samym pomieszczeniu?
Jakaś najbliższa grupka dziewczyn szeptała między sobą, przy okazji coś, mówiąc jaki ten nieznajomy fajnie wygląda, itd.
Westchnęłam ciężko. Podeszłam bliżej i wyrwałam mu z ręki bilet, którym machał.
- Ej! - krzyknął, a ja spojrzałam na niego zła.
- Co? To moja własność - spojrzałam na niego kątem oka. Wydawał się jakiś taki smutny, więc musiałam zareagować:
- Jak ci się mogę odwdzięczyć? - zapytałam lekko naburmuszona.
Zdziwiony spojrzał mi głęboko w oczy i się uśmiechnął.
- Mogłabyś przejść się ze mną do kawiarni, a później po mieście.
Jego propozycja wydawała się kusząca. Musiałam kupić sobie nowy szkicownik, ołówki, pędzle i farby, do tego jakiś fartuch. Spróbowałam się uśmiechnąć, ale chyba wyszedł mi grymas, ponieważ on również się skrzywił.
- Z chęcią cię wykorzystam jako tragarza - zażartowałam.
Spojrzał na mnie urażony jak mały piesek.
- Niech ci będzie - mruknął.
W swojej głowie zobaczyłam siebie z czaszką w ręku. Na samą myśl szatański uśmiech wkradł mi się na usta.
- Oh, cóż to za los! Czy wyniknie z naszej znajomości rozkwitająca przyjaźń? - pomyślałam. Powinnam się przepisać, aktorstwo mi szkodzi, chyba zaczynam świrować.
- Żartowałam. - Chyba powiedziałam to za poważnie.
- Chodzisz na malarstwo i coś jeszcze? - zapytał najwyraźniej ciekawy. Pokiwałam potakująco głową.
- Aktorstwo. - Tyle powinno mu wystarczyć.
- Naprawdę? - zapytał podekscytowany.
- Tak - mruknęłam cicho.
Musiał się nade mną nachylić, żeby mnie usłyszeć. No cóż, taki mam głos, kiedy kogoś nie znam i nie ufam. Cichy spokojny, prawie niedosłyszalny.
- Musisz mnie zaprosić na jedną lekcję aktorstwa!
Czy on nie jest za bardzo tym podekscytowany? Może to przez to, że cieszy się z każdej chwili?
- Em… - zaczęłam nieśmiało. - Ty znasz moje imię, ale ja nie wiem jak brzmi twoje - powiedziałam lekko speszona.
- Nazywam się… - przerwała mu nauczycielka. Kobieta zaczęła klaskać w dłonie, nawołując swoich uczniów:
- Wszyscy siadajcie na swoje miejsca.
Kiedy ciemno-włosy chciał się ulotnić, ciemnooka kobieta stanęła przed drzwiami nie pozwalając mu przejść.
- Gdzie się wybierasz? - zapytała, a na jej ustach zawitał promienny uśmiech. - Czy nie miałeś być dzisiaj dla nas modelem? No już, rozbieraj się i na podium - rozkazała głosem nie znoszącym sprzeciwu.
- Proszę pani, ja mam teraz zajęcia z rzeźbiarstwa. - Próbował się wytłumaczyć, nie podobało mu się to, że musi opuścić swoje zajęcia dla tej kobiety, bo ona sobie tak zażyczyła.
- Mnie to nie obchodzi - machnęła ręką, jakby odpędzała muchę.
Każdy w klasie obserwował to, co się dzieje, zaś do klasy wszedł ktoś inny w szlafroku. Osoba ta była chłopakiem, miał ciemne włosy przed obojczyk oraz ciemne oczy. Niby byli podobni, ale strasznie różni, trudno było to wytłumaczyć słownie. To trzeba było zobaczyć. Model miał zimne spojrzenie, tak jakby to, co odgrywało się w klasie nie było jego sprawą. Nie rozumiałam jego postawy.
Nauczycielka przeprosiła bruneta, który chodził na rzeźbiarstwo, a sama zaprosiła drugiego chłopaka na podium.
Kiedy już wszedł na podwyższenie pozwolił zjechać swojemu okryciu z ramion, a potem z reszty ciała. Stał nagi, tak jak go matka urodziła i w ogóle się tym nie krępował.
Nawet nie zwróciłam uwagę na jego pozycję, po prostu zaczęłam szkicować już na nowej stronie. Kiedy kończyłam dzwonek obwieszczający przerwę wyrwał mnie z transu. Obróciłam głowę, słysząc za mną czyjeś głosy. Stała tam Aniela wraz z nauczycielka i szeptały coś między sobą, i chyba przyznawały sobie rację. Obie kobiety wpatrzone były w portret, bo tak można nazwać to, co narysowałam. Skrzywiłam się, kiedy to dostrzegłam. Nie lubiłam, kiedy ktoś zaglądał w moje prace bez pozwolenia, dlatego szybko spakowałam swoje rzeczy i popędziłam krętymi korytarzami na lekcję aktorstwa.
- Nie wytrzymam tych dwóch następnych godzin - pomyślałam rozgoryczona.
Nie miałam ani chęci ani ochoty chodzić na aktorstwo. To mnie wyniszczało od środka, ale musiałam poczekać, aż zwolniłoby się miejsce w klasie muzycznej. Z ciężkim westchnieniem otworzyłam mosiężne drzwi do klasy. Na przeciwko wejścia była scena, po prawej drzwi do składzika, a po lewej, do przebieralni. Weszłam do sali gdzie w przeciwieństwie od korytarza było cieplej niż na zewnątrz. Co się dziwić w końcu panowała jesień. Spojrzałam na okno, za szkłem były różnej wielkości wierze, piękne stare budowle, a niedaleko stał Panteon. Uwielbiałam chodzić do Panteonu, siadać przy którejś kolumnie i szkicować ludzi lub wnętrze budynku. Gdy wyobraźnia mnie ponosiła pomiędzy kolumnami rysowałam różne demony, ludzie zamieniali się w zjawy, a wystrój robił się mroczny.
Z drzew spadały liczne liście od koloru zielonego po ciemny brąz lub czerwień.
Ktoś zaczął machać mi ręką przed oczami, więc zamrugałam szybko i spojrzałam na tą osobę. Była to szatynka, której za bardzo nie lubiłam. Strasznie się wywyższała i była zarozumiała. Uważała, że wszystko umie najlepiej i, wszystko wie.
Tym razem jej spojrzenie było jakieś takie inne, jakby chciała się czegoś dowiedzieć. Jej tęczówki świeciły nienaturalnym blaskiem, a ona sama wydawała się czymś tak zachwycona, iż wydawało się to niemożliwe.
- Czy coś się stało Mira? - zapytałam zgryźliwie.
- Powiedz mi kim był ten przystojniak z rana! - klasnęła w ręce, jakby dostała nowy puder.
Spojrzałam na nią mierząc ją od góry do dołu. Ciemnowłosa miała na sobie; glany, czarne rurki, bluzkę na ramiączkach i bluzę, która wyglądała na płaszczyk. To wszystko było koloru czarnego.
Skrzywiłam się, gdy zobaczyłam w co się ubrała moja rozmówczyni. Zawsze, ale to zawsze musiała coś mieć takiego jak ja.
- Niestety nie powiem Ci nic o nim. Sama go nie znam, jeśli chcesz go poznać to do niego zagadaj.
Minęłam ją zagryzając wargę, żeby nie zrobić jej krzywdy lub samej sobie. Zadrżałam. Było jakoś nienaturalnie zimno.
- Może powinnam wypić coś ciepłego i zjeść? - Zastanawiałam się nad skonsumowaniem czegoś pysznego. Kiedy pomyślałam o gnocchi alla romana, ślinka naciekła mi do ust. Uwielbiałam je, mogłam je jeść codziennie.
W końcu wychowałam się w Rzymie, a później tylko podróżowałam, aż w końcu znowu się tu znalazłam, wróciłam do swojej ojczyzny, jednak  ojciec musiał wyjechać. Smutna rzeczywistość, jednak w swoim krótkim życiu nauczyłam się, aż dziesięć języków. Osobiście byłam z siebie dumna z takiego osiągnięcia, ale chciałabym umieć wszystkie, bez wyjątku. Nawet te wymarłe.
Pod sceną był nauczyciel aktorstwa. Gestykulował żywo i o czymś rozmawiał z Dyrektorem. Moje zielone tęczówki rejestrowały każdy ruch obu mężczyzn. Szkoda, że nic nie słyszałam, jeśli mieli rozmawiać ściszonym głosem, to mogli to robić za drzwiami. Nie lubię tajemnic ani kłamstwa. Mimowolnie zaburczało mi w brzuchu. Obu mężczyzn spojrzało na mnie i od razu rzucili się oboje w moją stronę.
- Proszę, bella nie opuszczaj zajęć aktorstwa - zawodził nauczyciel.
Mimo, iż mówiłam po włosku dalej pozwalałam im mówić do siebie po angielsku ich akcent, jednak zdradza, że są włochami, wygląd z resztą też. Mężczyzna składał obie ręce w błagalnym geście. Co miałam zrobić? Muzyka mnie do siebie wołała.
- Mógłbym ją tu jeszcze przetrzymać do końca półrocza - mruknął niezadowolony dyrektor.
Uśmiechnęłam się.
- Chciałabym przynajmniej pomóc w tegorocznej sztuce.
Dalej się uśmiechałam, ale zaczynało mnie to powoli męczyć.
Wysoki, a zarazem pulchny mężczyzna wyszedł z pomieszczenia powoli, jakby ktoś przykuł do jego nóg coś ciężkiego, a on musiał z tym chodzić. Szczupły mężczyzna był tak uradowany, iż ogłosił:
- Zrobimy przedstawienie o Lukrecji! Dzieła Williama Szekspira - powiedział na tyle głośno, żeby inni go usłyszeli, a następnie zaklaskał w dłonie szczęśliwy ze swego wyboru.
- Lukrecją będzie hmm Kira, Tarkwiniuszem będzie… Cóż to za ciężki wybór, no więc niech będzie nim Gabriel.

Gabriel był wysokim blondynem o ciemnej karnacji. Jego jasne włosy były lekko kręcone i wpadały mu do jego niebieskich oczu, był umięśniony i jakoś nie mogłam sobie wyobrazić inaczej archanioła Gabriela.

Jakaś nieśmiała blondynka zwróciła się do nauczyciela:

- Proszę pana, a o czym jest ta opowieść? - zapytała zainteresowana.
- O Lukrecji, która została zgwałcona przez Tarkwiniusza.
Po tym jak nauczyciel coś zaczął tłumaczyć nie słuchałam go dalej.
Jak mogłam odrzucić propozycję dostania się na zajęcia Muzyczne? Gryzło mnie to tak, jakby kwas wyżerał mi skórę. Nie mogłam przestać o tym myśleć, ale szybko wyrzuciłam swoje myśli, gdy zadzwonił dzwonek na przerwę ogłaszający koniec moich dzisiejszych zajęć. Dzisiaj nie było połowy nauczycieli, więc większość lekcji odwołano. Kiedy wyszłam z klasy wpadłam na kogoś, spojrzałam w górę i ujrzałam piękne niebieskie oczy. Chłopak się uśmiechnął do mnie.
- Nie powiedziałem Ci jeszcze mojego imienia - szepną mi na ucho.
Zgiełk na korytarzu ucichł, a zamiast niego słychać było różne głupie teksty.
- Więc zdradź mi swoje imię - powiedziałam to z taką ciekawością, iż wydawało mi się, że to niemożliwe.
- Nazywam się Caspar.
Wyrwałam się z jego objęć i poszłam w stronę swojej szafki, na której był namalowany lis śnieżny. Otworzyłam ją i schowałam tylko niepotrzebne teczki.
- To idziemy do tego miasta? - odezwałam się troszkę niechętnie, by nie myślał, że mi zależy.
- No jasne. Zwolnię się tylko z jeszcze jednej lekcji i możemy iść.
Po tym jak poszedł do sekretariatu nie było go dziesięć minut, przez co zaczęłam się martwić mimo, iż go nie znam.
Szliśmy zatłoczonymi uliczkami miasta, rozglądałam się wszędzie za swoim ulubionym sklepem, którego za nic nie mogłam znaleźć. A miałam ochotę popatrzeć na nowe ciuchy.
Westchnęłam przeciągle.
Caspar cały czas coś gadał, a ja odpowiadała mu krótkimi i wymijający słówkami.
- Uważam, że sztuka jest wyrzeźbiona - powiedział podekscytowany.
- Nie zgadzam się z tobą - burknęłam. - Sztuka jest w obrazach.
Rozmawialiśmy o sztuce jeszcze jakiś czas. Kiedy zobaczyłam sklep, którego szukałam to nic nie mówiąc o tym ciemnowłosemu weszłam do niego sprintem. Poszłam na koniec, gdzie były ubrania. Zaczęłam szybko przebierać w wieszakach kiedy znalazłam to czego szukałam, czyli czarną spódnicę. Była długa do ziemi z rożnymi pięknymi wzorami. Podeszłam do innej części, gdzie były sukienki. Znalazłam ładną prostą sukienkę w kolorze czarno-bordowym wiązaną na szyi. Odwracając się znowu wpadłam na Caspara. Ten, jednak objął mnie, a ja nie wzruszona tym gestem trwałam w jego objęciach. Nie chciałam puścić tego, co znalazłam, więc nie oddałam uścisku. Nie wiem czy oddałabym uścisk, gdybym miała wolne ręce, znam go niecały dzień.
Kiedy wypuścił mnie ze swoich objęć, powędrowałam do przymierzalni. Nawet, gdy w niej byłam to nawijał cały czas jak katarynka. Przymierzyłam długą spódnice i stwierdziłam, że dobrze w niej wyglądam.
- Pokaż się - mówił błagalnym tonem.
Rozsunęłam materiał i pokazałam mu się w długiej spódnicy.
Spojrzał na mnie od góry do dołu i aż zaniemówił, myślałam, że oczy mu z orbit wypadną, ale tak się nie stało. Zasunęłam z powrotem materiał i przymierzyłam sukienkę. Leżała na mnie tak, jakby ktoś ją specjalnie uszył na mój rozmiar. Tym razem pokazałam się jasnookiemu bez żadnego słowa, ale tym razem rozchylił usta.
Kupiłam obie rzeczy, wydając 40 euro i nie mogłam powiedzieć, że to był zły zakup, bo nie był. Po jakimś czasie strasznie zgłodniałam. Dzisiaj był czwartek, więc w Zatrutym Kotle podają dzisiaj gnocchi! Kiedy o tym pomyślałam, mój brzuch zaburczał głośno.
Caspar spojrzał na mnie i się uśmiechnął. O dziwo nic nie mówił, co bardzo przypadło mi do gustu. Chyba po prostu skończyły mu się tematy.
Byliśmy już nie daleko Forum Romanum, czyli niedługo będzie moja ulubiona restauracja, gdzie okna są pomalowane na czarno, stoły są z białego kamienia, który zdążył pożółknąć, a krzesła były z ciemnego drzewa.
Kiedy weszliśmy do środka, mój nowy znajomy rozglądał się dookoła.
- Jak znalazłaś to miejsce?
- Ciekawy? - zapytałam nie odpowiadając mu na pytanie.
- Jeszcze jak.
- Może kiedyś ci opowiem.
W restauracji było mało ludzi. Często przychodzili tu turyści, ale nigdy nie było ich dużo, więc cieszyłam się kiedy mogłam usiąść w swoim ulubionym miejscu. Po prowadziłam Caspara na mniej więcej koniec lokalu i usiadłam przy stoliku, który miał widok na całe pomieszczenie.
- Wow - wymskło mu się. - Mieszkam tu tyle lat, a nigdy tu nie byłem.
- Tu przychodzi zawsze dużo metali i gotów. Jestem pod wrażeniem, że nie znalazłeś tego miejsca.
Zamówiłam u Markusa gnocchi na które tak bardzo się tu śpieszyłam.
Z uśmiechem na ustach po 20 minutach podał mi gotową potrawę którą zamówiłam razem z brunetem. Nic nie mówiąc spojrzałam na kwadratowy talerz który w niektórych miejscach wyglądał jak podpalony pergamin, jego brzegi były nierówne. Na moją prośbę kucharz robi mi gnocchi z kurczakiem.
- Dlaczego twoje ma kurczaka? - zapytał zdziwiony.
- Nie jem innego mięsa oprócz drobiu. - powiedziałam przed napełnieniem ust kluskami.
Kiedy poczułam jak roztapiają mi się w ustach, uśmiech zagościł na mojej twarzy.
- Dawno mnie tu nie było - mruknęłam cicho rozglądając się po wnętrzu.
Kiedy Marcus obsłużył wszystkich klientów podszedł do mnie. Poczochrał mnie po włosach, a ja nadęłam poliki jak obrażone dziecko.
- Nie zmieniłaś się nic, a nic przez te kilka lat Kira - mruknął zadowolony staruszek. - Do dziś pamiętam jak przychodziłaś do mnie w wieku 7 lat i malowałaś mi na ścianach kościotrupy i inne potwory.
Zaczął się śmiać ze wspomnienia które na pewno wyglądało komicznie.
- Byłam mała - usprawiedliwiałam się.
- Stałaś wtedy na drabinie z pędzlem w ręku i zastanawiałaś się jak mi je narysować.
Caspar przyglądał nam się z ciekawością. Chyba nigdy by nie pomyślał, że mówię więcej i nie mruczę czegoś pod nosem w odpowiedzi.
- A co to za kolega? To twój chłopak?
- Hmm? Nie - odpowiedziałam. - Wpadłam na niego rano i zgubiłam bilet, po prostu mi go oddał.
- Cieszę się, że jesteś uczciwym człowiekiem i od razu zwróciłeś go Kirze - zwrócił się do chłopaka.
- Nie, to ja się cieszę, że mogłem ją poznać. - uśmiechnął się.
- O klienci. - powiedział uradowany. - Przyjdź do nas jeszcze Kira.
Pocałował mnie w czubek głowy jak swoją córkę. Lubiłam ludzi którzy tu pracowali. Większość znałam od dziecka. Uśmiechnęłam się lekko na wspomnienie siebie na drabinie przed kościotrupem w todze.
Miałam taką głupią nadzieję, że nie zauważy tego malowidła za mną, ale musiałam się przeliczyć.
- Powiedz szczerze, to naprawdę namalowałaś w wieku 7 lat?
Czy w jego głosie usłyszałam niedowierzanie? Chyba tak.
Zamiast mu odpowiedzieć pokiwałam powoli głową na tak i jadłam dalej swoje kochane gnocchi.
Kiedy zaczęło się już ściemniać, zdałam sobie sprawę, że nie byłam po szkicownik. Szybko chciałam zapłacić kiedy Marcus się sprzeciwił i mówił, że to na koszt firmy to musnęłam go ustami w policzek podziękowałam i wybiegłam z restauracji ciągnąc za sobą zdezorientowanego Caspara.
Wbiegłam 10 minut przed zamknięciem sklepu i podbiegłam na palcach do kasy. Jednak glany miały inne zamiary i blacha wbiła mi się w palce przez do stanęłam na równych nogach i podeszłam powoli na pietach.
Siwowłosa kobieta kręciła głową w geście dezaprobaty.
- Kira znowu musisz biec w glanach? Wiesz jak to się kończy kiedy robisz to na palcach - zaczęła mnie pouczać.
- Wiem, wiem ciociu.
Kobieta przed ladą nie była moją ciotką, ale tak ją traktowałam jako, iż nigdy nie obchodziłam nikogo z rodziny.
- Przyszłaś niech zgadze. - przyłożyła palec do policzka w teatralnym geście. - Szkicownik w dużym formacie, płótno, pędzelki, ołówki, kredki i mały szkicownik w formacie A4.
Wymieniła wszystko, wszystko, co będzie mi potrzebne na moją pracę semestralną. Musiałam dostać dobrą ocenę więc musiałam przygotować coś niesamowitego.
- Płótno. - zaczęłam się zastanawiać. - Chcę największe płótno jakie masz. - powiedziałam po chwili namysłu.
- Mam 5mx10m.
- Biorę.
Po zakupach byłam tak obładowana razem z Casparem, że musiał mi pomóc wrócić do mojego małego mieszkanka. Czułam się głupio prosząc go o taką rzecz.
Po tym jak wstawił moje rzeczy w przedpokoju podał mi swoją komórkę, a po prosił mnie o moją. Podałam mu swój telefon z klapką który mieścił mi się na całej dłoni gdy był złożony. Wymieniliśmy się numerami.
Nie wpuściłam go do środka. Po prostu nie mogłam. Mimo to zrozumiał mnie. Było już bardzo późno i musiałam się pouczyć chemii. Pożegnaliśmy się nieśmiało, a ja po odświeżeniu się rzuciłam się na swoje dwu osobowe łóżko i trzymając w ręku telefon, położyłam ją na czole. Zasnęłam myśląc o dzisiejszych wydarzeniach.
*gnocchi alla romana, pieczone w piekarniku kluski przypominające polskie kopytka, w mięsnym sosie (przygotowując ciasto na gnocchi, do mąki dodaje się jajka, mleko i parmezan)
***
Przepraszam za błędy, ale nie mam czasu ich poprawić.
Szablon także powinien pojawić się niedługo!~