sobota, 20 sierpnia 2016

Początek

Siedziałam w klasie i czekałam na nauczyciela. Byłam odwrócona tyłem do tablicy i gawędziłam z przyjaciółką, do sali weszło dwóch chłopaków i jedna dziewczyna. Gdy zdałam sobie sprawę, że Sara mnie nie słucha spojrzałam za siebie. Przy ogromnej tablicy zobaczyłam naszego nauczyciela wraz z grupką nowych uczniów. Jeden z nich był bardzo wysoki, po obu stronach głowy miał krótkie, cieniowane brązowe włosy, natomiast z tyłu ledwo co sięgające barków. Tej samej barwy były również jego tęczówki. Drugi chłopak był puszystej postury (czyt.pulchny); jego ubranie zdradzało fakt, iż jest tak zwanym metalowcem. Jego ciemne blond włosy i czarne oczy spoglądały radośnie na klasę. Dziewczyna zaś była brunetką, jej rozpuszczone włosy sięgały pasa i miło się uśmiechała. Ale pomimo tych pozorów coś mnie w niej niepokoiło.
Każdy uczeń lub uczennica zmierzyli nowych, po czym zaczęli odwracać się do swoich znajomych. Gromkie rozmowy roznosiły się po pomieszczeniu, zagłuszając głos nauczyciela. Dziewczyny w klasie były zachwycone nowym, przystojnym “nabytkiem”, także zainteresowały się chłopcem w czerni. W końcu nigdy jeszcze nie widziały kogoś tak dziwnie ubranego. Natomiast męska część klasy zastanawiała się, kim jest ta dziewczyna i czy łatwo ją poderwać; byli podekscytowani. Na końcu swoich rozważań postanowili poznać obu nowych kolegów i się z nimi zaprzyjaźnić.
Na następnej przerwie razem z Sarą udało nam się zakolegować z nimi. Zaczęliśmy spędzać ze sobą każdą wolną chwilę, poznawać siebie; czyli wszystko to, co powinni robić nowo poznani nastolatkowie.
Któregoś dnia na placu zabaw bujaliśmy się na sporej huśtawce, na której można było się z łatwością rozłożyć i wpatrzonym w niebo bujać. Tego wieczoru wyszłam razem z Sarą i Max’em na spacer, niestety nie było z nami Karoliny ani Nathan’a. Na początku się trochę wygłupialiśmy, następnie poszliśmy na naszą ulubioną huśtawkę, aby zabić jakoś czas. Po jakimś czasie, znużeni przeszliśmy się po parku, wchodząc pomiędzy drzewa. Używając strasznej muzyki przestraszyliśmy jakieś dwie pijane dziewczyny, które akurat chwiejnym krokiem przechodziły koło nas.
Spacerując o tak późnej porze, miałam nadzieję, że mama się nie martwi. Bądź co bądź, ale ona ma tendencję do tego, że martwi się o każdą błahostkę. Jak na zawołanie zadzwonił mój telefon, więc szybko odebrałam.
- Tak? - odezwałam się niepewnie.
- Kiedy będziesz w domu?
- Niedługo - powiedziałam, a po chwili namysłu dodałam. - Zaraz będę. - Rozłączyłam się. - Muszę wracać do chaty - mruknęłam niezadowolona.  Znajomi nic mi na to nie odpowiedzieli.
Tej nocy miała zostać u mnie Sara, ale powiedziała, że źle się czuje, więc stwierdziła, że pójdzie do domu. Na pewno się jej po prostu nie chciało - pomyślałam.
Kilka dni później.
Siedziałam na łóżku i pisałam sms’a do swojej przyjaciółki. Było po północy, toteż z myślą, że jest późno i ciemno-włosa mi nie odpisze, poszłam spać. Następnego dnia nie przyszła mi odpowiedź, dlatego zaczęłam się martwić. W tym czasie zadzwoniła do mnie Karolina.
Kiedy odebrałam, wydarła się na mnie:
- Ktoś mi powiedział, że mnie wyzywałaś od suk i tym podobne!
   Siedziałam zszokowana na łóżku i nie wiedziałam, co powiedzieć. Od kilku dni siedziałam sama w domu i nie wychyliłam nawet nosa za framugę, więc tym bardziej nie wiedziałam dlaczego jestem oskarżana, o coś tak głupiego.
Zaczęła mnie przezywać i wrzeszczeć na mnie przez telefon.
Serce biło mi tak mocno, iż myślałam, że niedługo po prostu wyskoczy mi z piersi.
- Nie pozwolę się wyzywać od suk, rozumiesz?! - wrzasnęła ponownie w słuchawkę.
- Przecież ja nie wychodziłam z domu od tygodnia! - oburzyłam się.
- Nie prawda! Sara mi powiedziała, że wczoraj wyszłaś z nią wieczorem i zaczęłaś mnie przezywać i obgadywać! Nie pozwolę się tak traktować, łapiesz?!
Siedziałam osłupiała nie rozumiejąc nic z tego, co mówi.
- Wbij sobie do swojego orzeszka, że nie pozwolę się tak traktować. A jeśli powiem ci, że Dżepetto wystrugał ci krzywo nos?! I co, zabolało prawda?!
To, co mi powiedziała, miałam głęboko gdzieś. W telefonie podczas rozmowy z nią usłyszałam głośny śmiech mojej, jak sądziłam przyjaciółki. Miałam ochotę zaśmiać się w ten cholerny telefon, który trzymałam w ręku.
- Tak szczerze to nie - odpowiedziałam jej na pytanie spokojnie.
Po paru wyzwiskach skończyła się nasza rozmowa.
A ja... nie rozmawiałam z nimi już nigdy więcej.  
Cztery lata później.
Spieszyłam się na zajęcia malarskie i aktorskie. Spojrzałam na zegarek, który miałam na nadgarstku. Jest źle; mam 5 minut, żeby dojść, a w najgorszym wypadku dobiec do szkoły.
Nie patrząc przed siebie wpadłam na kogoś, szybko przeprosiłam tą osobę cicho i pobiegłam dalej nawet nie oglądając się za siebie.
Kiedy dobiegłam do liceum dla artystów byłam tylko lekko zmęczona. Budynek nie był duży i zawsze zachwycał mnie swoim wyglądem, a wygląda jak mały zamek.
Lekko zdyszana weszłam do budynku razem z dzwonkiem. Na szczęście dobiegłam w samą porę.
W poniedziałki, środy i piątki mam najpierw lekcję rysowania, więc udałam się szybko do odpowiedniej sali.
Na początku chciałam zapisać się na zajęcia muzyczne, jednak na moje nieszczęście nie było wolnych miejsc, więc przyjęli mnie na aktorstwo.
Weszłam do klasy, w której dopiero zbierali się ludzie. Czasami gadałam z kimś, ale tylko wtedy, gdy ktoś się mnie o coś pytał.
Każdy nazywał mnie królową samotności. Nie potrafiłam im powiedzieć, że jest inaczej - bo nie było. Od kilku lat nie miałam przyjaciół ani znajomych. Nie czułam się z tego powodu źle ani samotnie. Po prostu nijak; brak przyjaciół jakoś nie oddziaływał na mnie szczególne.
Pomogłam rozkładać sztalugi pewnej dziewczynie; nazywa się ona Aniela, jej imię znaczy zwiastun. Ładne ma imię, takie delikatne, nie tak jak moje Kira. Czy nie brzmi ono męsko? Znaczenie jest zabawne; pan lub władca. Nigdy nie podobało mi się ono, ale nie myśląc już o tym, zastanawiałam się kto przyjdzie tym razem na nasze zajęcia. Po rozłożeniu wszystkiego usiadłam na swoim miejscu i czekałam, aż ktoś przyjdzie. Zaczęłam się nudzić, więc wzięłam szkicownik do ręki. Pociągnęłam parę razy po białej kartce ołówkiem, żeby uzyskać kontur tego, co chciałam narysować.
Do sali ktoś wszedł, jednak byłam tak zajęta rysunkiem, który zaczęłam tworzyć, iż nie spojrzałam nawet na tą osobę.
- Czy jest tu niejaka Kira Nemezis?
Spojrzałam na tą osobę. Był to jakiś długowłosy chłopak, a może mężczyzna? Nie wiem. Jego kruczo-czarne włosy sięgały lekko poza ramiona, miał bladą cerę, wyglądała na dość delikatną. Miał trzy kolczyki w wardze i jeden w brwi. Czegoż to może chcieć ode mnie nieznajomy chłopak?
- To ja - powiedziałam cicho podchodząc do niego powoli, zgrabnie.
O ile pamiętam zawsze się tak poruszałam. Ciemnowłosy spojrzał na mnie lekko zdziwiony, w końcu, może spodziewał się zobaczyć jakąś laskę barbie? A może wiedział jak wyglądam i to mój strój go zaskoczył. Miałam na sobie spódniczkę przed kolana, gorset, glany dwudziestki i rajstopy, które były podarte. Lekki, ale zarazem ciemny makijaż uzupełniał mój wygląd. Czasami ubierałam się inaczej, tak bardziej kolorowo, jednak mój gotycki wygląd najbardziej mi pasował.
- Znalazłem twój bilet miesięczny - powiedział powoli.
Nie wiedziałam o co mu chodzi. Mój bilet? Przecież mam go w kieszeni płaszcza, którego jeszcze nie ściągnęłam.
Włożyłam ręce do kieszeni i kiedy nic nie znalazłam spojrzałam w jasne tęczówki chłopaka.
Po pomieszczeniu rozniosły się szepty. Nie cierpiałam tego. Jak można kogoś obgadywać, kiedy ta osoba jest w tym samym pomieszczeniu?
Jakaś najbliższa grupka dziewczyn szeptała między sobą, przy okazji coś, mówiąc jaki ten nieznajomy fajnie wygląda, itd.
Westchnęłam ciężko. Podeszłam bliżej i wyrwałam mu z ręki bilet, którym machał.
- Ej! - krzyknął, a ja spojrzałam na niego zła.
- Co? To moja własność - spojrzałam na niego kątem oka. Wydawał się jakiś taki smutny, więc musiałam zareagować:
- Jak ci się mogę odwdzięczyć? - zapytałam lekko naburmuszona.
Zdziwiony spojrzał mi głęboko w oczy i się uśmiechnął.
- Mogłabyś przejść się ze mną do kawiarni, a później po mieście.
Jego propozycja wydawała się kusząca. Musiałam kupić sobie nowy szkicownik, ołówki, pędzle i farby, do tego jakiś fartuch. Spróbowałam się uśmiechnąć, ale chyba wyszedł mi grymas, ponieważ on również się skrzywił.
- Z chęcią cię wykorzystam jako tragarza - zażartowałam.
Spojrzał na mnie urażony jak mały piesek.
- Niech ci będzie - mruknął.
W swojej głowie zobaczyłam siebie z czaszką w ręku. Na samą myśl szatański uśmiech wkradł mi się na usta.
- Oh, cóż to za los! Czy wyniknie z naszej znajomości rozkwitająca przyjaźń? - pomyślałam. Powinnam się przepisać, aktorstwo mi szkodzi, chyba zaczynam świrować.
- Żartowałam. - Chyba powiedziałam to za poważnie.
- Chodzisz na malarstwo i coś jeszcze? - zapytał najwyraźniej ciekawy. Pokiwałam potakująco głową.
- Aktorstwo. - Tyle powinno mu wystarczyć.
- Naprawdę? - zapytał podekscytowany.
- Tak - mruknęłam cicho.
Musiał się nade mną nachylić, żeby mnie usłyszeć. No cóż, taki mam głos, kiedy kogoś nie znam i nie ufam. Cichy spokojny, prawie niedosłyszalny.
- Musisz mnie zaprosić na jedną lekcję aktorstwa!
Czy on nie jest za bardzo tym podekscytowany? Może to przez to, że cieszy się z każdej chwili?
- Em… - zaczęłam nieśmiało. - Ty znasz moje imię, ale ja nie wiem jak brzmi twoje - powiedziałam lekko speszona.
- Nazywam się… - przerwała mu nauczycielka. Kobieta zaczęła klaskać w dłonie, nawołując swoich uczniów:
- Wszyscy siadajcie na swoje miejsca.
Kiedy ciemno-włosy chciał się ulotnić, ciemnooka kobieta stanęła przed drzwiami nie pozwalając mu przejść.
- Gdzie się wybierasz? - zapytała, a na jej ustach zawitał promienny uśmiech. - Czy nie miałeś być dzisiaj dla nas modelem? No już, rozbieraj się i na podium - rozkazała głosem nie znoszącym sprzeciwu.
- Proszę pani, ja mam teraz zajęcia z rzeźbiarstwa. - Próbował się wytłumaczyć, nie podobało mu się to, że musi opuścić swoje zajęcia dla tej kobiety, bo ona sobie tak zażyczyła.
- Mnie to nie obchodzi - machnęła ręką, jakby odpędzała muchę.
Każdy w klasie obserwował to, co się dzieje, zaś do klasy wszedł ktoś inny w szlafroku. Osoba ta była chłopakiem, miał ciemne włosy przed obojczyk oraz ciemne oczy. Niby byli podobni, ale strasznie różni, trudno było to wytłumaczyć słownie. To trzeba było zobaczyć. Model miał zimne spojrzenie, tak jakby to, co odgrywało się w klasie nie było jego sprawą. Nie rozumiałam jego postawy.
Nauczycielka przeprosiła bruneta, który chodził na rzeźbiarstwo, a sama zaprosiła drugiego chłopaka na podium.
Kiedy już wszedł na podwyższenie pozwolił zjechać swojemu okryciu z ramion, a potem z reszty ciała. Stał nagi, tak jak go matka urodziła i w ogóle się tym nie krępował.
Nawet nie zwróciłam uwagę na jego pozycję, po prostu zaczęłam szkicować już na nowej stronie. Kiedy kończyłam dzwonek obwieszczający przerwę wyrwał mnie z transu. Obróciłam głowę, słysząc za mną czyjeś głosy. Stała tam Aniela wraz z nauczycielka i szeptały coś między sobą, i chyba przyznawały sobie rację. Obie kobiety wpatrzone były w portret, bo tak można nazwać to, co narysowałam. Skrzywiłam się, kiedy to dostrzegłam. Nie lubiłam, kiedy ktoś zaglądał w moje prace bez pozwolenia, dlatego szybko spakowałam swoje rzeczy i popędziłam krętymi korytarzami na lekcję aktorstwa.
- Nie wytrzymam tych dwóch następnych godzin - pomyślałam rozgoryczona.
Nie miałam ani chęci ani ochoty chodzić na aktorstwo. To mnie wyniszczało od środka, ale musiałam poczekać, aż zwolniłoby się miejsce w klasie muzycznej. Z ciężkim westchnieniem otworzyłam mosiężne drzwi do klasy. Na przeciwko wejścia była scena, po prawej drzwi do składzika, a po lewej, do przebieralni. Weszłam do sali gdzie w przeciwieństwie od korytarza było cieplej niż na zewnątrz. Co się dziwić w końcu panowała jesień. Spojrzałam na okno, za szkłem były różnej wielkości wierze, piękne stare budowle, a niedaleko stał Panteon. Uwielbiałam chodzić do Panteonu, siadać przy którejś kolumnie i szkicować ludzi lub wnętrze budynku. Gdy wyobraźnia mnie ponosiła pomiędzy kolumnami rysowałam różne demony, ludzie zamieniali się w zjawy, a wystrój robił się mroczny.
Z drzew spadały liczne liście od koloru zielonego po ciemny brąz lub czerwień.
Ktoś zaczął machać mi ręką przed oczami, więc zamrugałam szybko i spojrzałam na tą osobę. Była to szatynka, której za bardzo nie lubiłam. Strasznie się wywyższała i była zarozumiała. Uważała, że wszystko umie najlepiej i, wszystko wie.
Tym razem jej spojrzenie było jakieś takie inne, jakby chciała się czegoś dowiedzieć. Jej tęczówki świeciły nienaturalnym blaskiem, a ona sama wydawała się czymś tak zachwycona, iż wydawało się to niemożliwe.
- Czy coś się stało Mira? - zapytałam zgryźliwie.
- Powiedz mi kim był ten przystojniak z rana! - klasnęła w ręce, jakby dostała nowy puder.
Spojrzałam na nią mierząc ją od góry do dołu. Ciemnowłosa miała na sobie; glany, czarne rurki, bluzkę na ramiączkach i bluzę, która wyglądała na płaszczyk. To wszystko było koloru czarnego.
Skrzywiłam się, gdy zobaczyłam w co się ubrała moja rozmówczyni. Zawsze, ale to zawsze musiała coś mieć takiego jak ja.
- Niestety nie powiem Ci nic o nim. Sama go nie znam, jeśli chcesz go poznać to do niego zagadaj.
Minęłam ją zagryzając wargę, żeby nie zrobić jej krzywdy lub samej sobie. Zadrżałam. Było jakoś nienaturalnie zimno.
- Może powinnam wypić coś ciepłego i zjeść? - Zastanawiałam się nad skonsumowaniem czegoś pysznego. Kiedy pomyślałam o gnocchi alla romana, ślinka naciekła mi do ust. Uwielbiałam je, mogłam je jeść codziennie.
W końcu wychowałam się w Rzymie, a później tylko podróżowałam, aż w końcu znowu się tu znalazłam, wróciłam do swojej ojczyzny, jednak  ojciec musiał wyjechać. Smutna rzeczywistość, jednak w swoim krótkim życiu nauczyłam się, aż dziesięć języków. Osobiście byłam z siebie dumna z takiego osiągnięcia, ale chciałabym umieć wszystkie, bez wyjątku. Nawet te wymarłe.
Pod sceną był nauczyciel aktorstwa. Gestykulował żywo i o czymś rozmawiał z Dyrektorem. Moje zielone tęczówki rejestrowały każdy ruch obu mężczyzn. Szkoda, że nic nie słyszałam, jeśli mieli rozmawiać ściszonym głosem, to mogli to robić za drzwiami. Nie lubię tajemnic ani kłamstwa. Mimowolnie zaburczało mi w brzuchu. Obu mężczyzn spojrzało na mnie i od razu rzucili się oboje w moją stronę.
- Proszę, bella nie opuszczaj zajęć aktorstwa - zawodził nauczyciel.
Mimo, iż mówiłam po włosku dalej pozwalałam im mówić do siebie po angielsku ich akcent, jednak zdradza, że są włochami, wygląd z resztą też. Mężczyzna składał obie ręce w błagalnym geście. Co miałam zrobić? Muzyka mnie do siebie wołała.
- Mógłbym ją tu jeszcze przetrzymać do końca półrocza - mruknął niezadowolony dyrektor.
Uśmiechnęłam się.
- Chciałabym przynajmniej pomóc w tegorocznej sztuce.
Dalej się uśmiechałam, ale zaczynało mnie to powoli męczyć.
Wysoki, a zarazem pulchny mężczyzna wyszedł z pomieszczenia powoli, jakby ktoś przykuł do jego nóg coś ciężkiego, a on musiał z tym chodzić. Szczupły mężczyzna był tak uradowany, iż ogłosił:
- Zrobimy przedstawienie o Lukrecji! Dzieła Williama Szekspira - powiedział na tyle głośno, żeby inni go usłyszeli, a następnie zaklaskał w dłonie szczęśliwy ze swego wyboru.
- Lukrecją będzie hmm Kira, Tarkwiniuszem będzie… Cóż to za ciężki wybór, no więc niech będzie nim Gabriel.

Gabriel był wysokim blondynem o ciemnej karnacji. Jego jasne włosy były lekko kręcone i wpadały mu do jego niebieskich oczu, był umięśniony i jakoś nie mogłam sobie wyobrazić inaczej archanioła Gabriela.

Jakaś nieśmiała blondynka zwróciła się do nauczyciela:

- Proszę pana, a o czym jest ta opowieść? - zapytała zainteresowana.
- O Lukrecji, która została zgwałcona przez Tarkwiniusza.
Po tym jak nauczyciel coś zaczął tłumaczyć nie słuchałam go dalej.
Jak mogłam odrzucić propozycję dostania się na zajęcia Muzyczne? Gryzło mnie to tak, jakby kwas wyżerał mi skórę. Nie mogłam przestać o tym myśleć, ale szybko wyrzuciłam swoje myśli, gdy zadzwonił dzwonek na przerwę ogłaszający koniec moich dzisiejszych zajęć. Dzisiaj nie było połowy nauczycieli, więc większość lekcji odwołano. Kiedy wyszłam z klasy wpadłam na kogoś, spojrzałam w górę i ujrzałam piękne niebieskie oczy. Chłopak się uśmiechnął do mnie.
- Nie powiedziałem Ci jeszcze mojego imienia - szepną mi na ucho.
Zgiełk na korytarzu ucichł, a zamiast niego słychać było różne głupie teksty.
- Więc zdradź mi swoje imię - powiedziałam to z taką ciekawością, iż wydawało mi się, że to niemożliwe.
- Nazywam się Caspar.
Wyrwałam się z jego objęć i poszłam w stronę swojej szafki, na której był namalowany lis śnieżny. Otworzyłam ją i schowałam tylko niepotrzebne teczki.
- To idziemy do tego miasta? - odezwałam się troszkę niechętnie, by nie myślał, że mi zależy.
- No jasne. Zwolnię się tylko z jeszcze jednej lekcji i możemy iść.
Po tym jak poszedł do sekretariatu nie było go dziesięć minut, przez co zaczęłam się martwić mimo, iż go nie znam.
Szliśmy zatłoczonymi uliczkami miasta, rozglądałam się wszędzie za swoim ulubionym sklepem, którego za nic nie mogłam znaleźć. A miałam ochotę popatrzeć na nowe ciuchy.
Westchnęłam przeciągle.
Caspar cały czas coś gadał, a ja odpowiadała mu krótkimi i wymijający słówkami.
- Uważam, że sztuka jest wyrzeźbiona - powiedział podekscytowany.
- Nie zgadzam się z tobą - burknęłam. - Sztuka jest w obrazach.
Rozmawialiśmy o sztuce jeszcze jakiś czas. Kiedy zobaczyłam sklep, którego szukałam to nic nie mówiąc o tym ciemnowłosemu weszłam do niego sprintem. Poszłam na koniec, gdzie były ubrania. Zaczęłam szybko przebierać w wieszakach kiedy znalazłam to czego szukałam, czyli czarną spódnicę. Była długa do ziemi z rożnymi pięknymi wzorami. Podeszłam do innej części, gdzie były sukienki. Znalazłam ładną prostą sukienkę w kolorze czarno-bordowym wiązaną na szyi. Odwracając się znowu wpadłam na Caspara. Ten, jednak objął mnie, a ja nie wzruszona tym gestem trwałam w jego objęciach. Nie chciałam puścić tego, co znalazłam, więc nie oddałam uścisku. Nie wiem czy oddałabym uścisk, gdybym miała wolne ręce, znam go niecały dzień.
Kiedy wypuścił mnie ze swoich objęć, powędrowałam do przymierzalni. Nawet, gdy w niej byłam to nawijał cały czas jak katarynka. Przymierzyłam długą spódnice i stwierdziłam, że dobrze w niej wyglądam.
- Pokaż się - mówił błagalnym tonem.
Rozsunęłam materiał i pokazałam mu się w długiej spódnicy.
Spojrzał na mnie od góry do dołu i aż zaniemówił, myślałam, że oczy mu z orbit wypadną, ale tak się nie stało. Zasunęłam z powrotem materiał i przymierzyłam sukienkę. Leżała na mnie tak, jakby ktoś ją specjalnie uszył na mój rozmiar. Tym razem pokazałam się jasnookiemu bez żadnego słowa, ale tym razem rozchylił usta.
Kupiłam obie rzeczy, wydając 40 euro i nie mogłam powiedzieć, że to był zły zakup, bo nie był. Po jakimś czasie strasznie zgłodniałam. Dzisiaj był czwartek, więc w Zatrutym Kotle podają dzisiaj gnocchi! Kiedy o tym pomyślałam, mój brzuch zaburczał głośno.
Caspar spojrzał na mnie i się uśmiechnął. O dziwo nic nie mówił, co bardzo przypadło mi do gustu. Chyba po prostu skończyły mu się tematy.
Byliśmy już nie daleko Forum Romanum, czyli niedługo będzie moja ulubiona restauracja, gdzie okna są pomalowane na czarno, stoły są z białego kamienia, który zdążył pożółknąć, a krzesła były z ciemnego drzewa.
Kiedy weszliśmy do środka, mój nowy znajomy rozglądał się dookoła.
- Jak znalazłaś to miejsce?
- Ciekawy? - zapytałam nie odpowiadając mu na pytanie.
- Jeszcze jak.
- Może kiedyś ci opowiem.
W restauracji było mało ludzi. Często przychodzili tu turyści, ale nigdy nie było ich dużo, więc cieszyłam się kiedy mogłam usiąść w swoim ulubionym miejscu. Po prowadziłam Caspara na mniej więcej koniec lokalu i usiadłam przy stoliku, który miał widok na całe pomieszczenie.
- Wow - wymskło mu się. - Mieszkam tu tyle lat, a nigdy tu nie byłem.
- Tu przychodzi zawsze dużo metali i gotów. Jestem pod wrażeniem, że nie znalazłeś tego miejsca.
Zamówiłam u Markusa gnocchi na które tak bardzo się tu śpieszyłam.
Z uśmiechem na ustach po 20 minutach podał mi gotową potrawę którą zamówiłam razem z brunetem. Nic nie mówiąc spojrzałam na kwadratowy talerz który w niektórych miejscach wyglądał jak podpalony pergamin, jego brzegi były nierówne. Na moją prośbę kucharz robi mi gnocchi z kurczakiem.
- Dlaczego twoje ma kurczaka? - zapytał zdziwiony.
- Nie jem innego mięsa oprócz drobiu. - powiedziałam przed napełnieniem ust kluskami.
Kiedy poczułam jak roztapiają mi się w ustach, uśmiech zagościł na mojej twarzy.
- Dawno mnie tu nie było - mruknęłam cicho rozglądając się po wnętrzu.
Kiedy Marcus obsłużył wszystkich klientów podszedł do mnie. Poczochrał mnie po włosach, a ja nadęłam poliki jak obrażone dziecko.
- Nie zmieniłaś się nic, a nic przez te kilka lat Kira - mruknął zadowolony staruszek. - Do dziś pamiętam jak przychodziłaś do mnie w wieku 7 lat i malowałaś mi na ścianach kościotrupy i inne potwory.
Zaczął się śmiać ze wspomnienia które na pewno wyglądało komicznie.
- Byłam mała - usprawiedliwiałam się.
- Stałaś wtedy na drabinie z pędzlem w ręku i zastanawiałaś się jak mi je narysować.
Caspar przyglądał nam się z ciekawością. Chyba nigdy by nie pomyślał, że mówię więcej i nie mruczę czegoś pod nosem w odpowiedzi.
- A co to za kolega? To twój chłopak?
- Hmm? Nie - odpowiedziałam. - Wpadłam na niego rano i zgubiłam bilet, po prostu mi go oddał.
- Cieszę się, że jesteś uczciwym człowiekiem i od razu zwróciłeś go Kirze - zwrócił się do chłopaka.
- Nie, to ja się cieszę, że mogłem ją poznać. - uśmiechnął się.
- O klienci. - powiedział uradowany. - Przyjdź do nas jeszcze Kira.
Pocałował mnie w czubek głowy jak swoją córkę. Lubiłam ludzi którzy tu pracowali. Większość znałam od dziecka. Uśmiechnęłam się lekko na wspomnienie siebie na drabinie przed kościotrupem w todze.
Miałam taką głupią nadzieję, że nie zauważy tego malowidła za mną, ale musiałam się przeliczyć.
- Powiedz szczerze, to naprawdę namalowałaś w wieku 7 lat?
Czy w jego głosie usłyszałam niedowierzanie? Chyba tak.
Zamiast mu odpowiedzieć pokiwałam powoli głową na tak i jadłam dalej swoje kochane gnocchi.
Kiedy zaczęło się już ściemniać, zdałam sobie sprawę, że nie byłam po szkicownik. Szybko chciałam zapłacić kiedy Marcus się sprzeciwił i mówił, że to na koszt firmy to musnęłam go ustami w policzek podziękowałam i wybiegłam z restauracji ciągnąc za sobą zdezorientowanego Caspara.
Wbiegłam 10 minut przed zamknięciem sklepu i podbiegłam na palcach do kasy. Jednak glany miały inne zamiary i blacha wbiła mi się w palce przez do stanęłam na równych nogach i podeszłam powoli na pietach.
Siwowłosa kobieta kręciła głową w geście dezaprobaty.
- Kira znowu musisz biec w glanach? Wiesz jak to się kończy kiedy robisz to na palcach - zaczęła mnie pouczać.
- Wiem, wiem ciociu.
Kobieta przed ladą nie była moją ciotką, ale tak ją traktowałam jako, iż nigdy nie obchodziłam nikogo z rodziny.
- Przyszłaś niech zgadze. - przyłożyła palec do policzka w teatralnym geście. - Szkicownik w dużym formacie, płótno, pędzelki, ołówki, kredki i mały szkicownik w formacie A4.
Wymieniła wszystko, wszystko, co będzie mi potrzebne na moją pracę semestralną. Musiałam dostać dobrą ocenę więc musiałam przygotować coś niesamowitego.
- Płótno. - zaczęłam się zastanawiać. - Chcę największe płótno jakie masz. - powiedziałam po chwili namysłu.
- Mam 5mx10m.
- Biorę.
Po zakupach byłam tak obładowana razem z Casparem, że musiał mi pomóc wrócić do mojego małego mieszkanka. Czułam się głupio prosząc go o taką rzecz.
Po tym jak wstawił moje rzeczy w przedpokoju podał mi swoją komórkę, a po prosił mnie o moją. Podałam mu swój telefon z klapką który mieścił mi się na całej dłoni gdy był złożony. Wymieniliśmy się numerami.
Nie wpuściłam go do środka. Po prostu nie mogłam. Mimo to zrozumiał mnie. Było już bardzo późno i musiałam się pouczyć chemii. Pożegnaliśmy się nieśmiało, a ja po odświeżeniu się rzuciłam się na swoje dwu osobowe łóżko i trzymając w ręku telefon, położyłam ją na czole. Zasnęłam myśląc o dzisiejszych wydarzeniach.
*gnocchi alla romana, pieczone w piekarniku kluski przypominające polskie kopytka, w mięsnym sosie (przygotowując ciasto na gnocchi, do mąki dodaje się jajka, mleko i parmezan)
***
Przepraszam za błędy, ale nie mam czasu ich poprawić.
Szablon także powinien pojawić się niedługo!~

2 komentarze:

  1. Heyo!
    Ten rozdział był taki... prawdziwy. Kira to introwertyczka, a przynajmniej tak mi się wydaje po jej niechęci do ludzi oraz faktu, że nie przeszkadza jej samotność. Uwielbiam, jak w opowiadaniach występuje introwertyk, ponieważ trzeba się wtedy postarać z wykreowaniem takiej postaci oraz relacji z drugą osobą. Duży plus za to.
    Sara i cała reszta to (przepraszam za wyrażenie) suka. Jak można tak zostawić swoją przyjaciółkę? Toż to czyn karalny!
    Caspar będzie musiał się postarać o Kire. Mam nadzieję, że jak najlepiej przedstawisz ich relację. Oby tylko nie rozwijała się za szybko, tylko powolnymi kroczkami.
    Ogólnie rozdział przyjemnie się czytało, choć było kilka błędów, które nieco razily po oczach. Mogłabyś zatrudnić betę, żeby sprawdzała cały tekst. Z miłą chęcią będę czytać dalej, o ile pojawi się kolejny rozdział. Zaobserwuje dopiero po moim powrocie do domu, gdyż jak na razie jestem odcięta od komputera na kilka dni.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny!
    CanisPL

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa i wytknięcie mi tego, że są w rozdziale błędy. Zostałam mega zmotywowana haha. Życzę miłego czytania ciągu dalszego. Rozdziały powinny się pojawiać raz w tygodniu. Pozdrawiam cię cieplutko.

      Usuń