czwartek, 8 września 2016

Jesteś...?

Rano leżę zwinięta w "kłębek" myśląc o tym, że niedługo będę musiała wrócić do szkoły. Został mi jeszcze weekend. Chciałabym zobaczyć Caspara. Wtulam się bardziej w poduszkę i przykrywam po sam czubek głowy tak, że po prostu pod nią znikam. Przysłuchuję się muzyce, która gra z mojego telefonu od ładnych paru godzin. Wychwytuję zwrotkę:
"I don't want to pretend that I'm stronger for it all
I don't want to pretend that the sadness is gone
'Cause I want to know that I'm steady on my feet
I don't want to pretend, so peace will be real to me"
z Hand's like houses - Oceandust. Teraz czuję się bardziej przygnębiona, bo w jakimś sensie to nawiązuje do mnie.W poniedziałek wstanę tak jak zwykle po tym jak budzik mi nie zadzwoni, wyszykuję się ekspresowym tempie i przebiegnę większość drogi do szkoły i prawie spóźnię się na lekcję. Czyli dla mnie będzie to norma. Powinnam była od razu chodzić normalnie do szkoły. Schowałam się jak mysz i mam wrażenie, że jeszcze długo zostanę tą myszką. Teraz pewnie większość ludzi w szkole wie co się stało i jestem uważana za małą, biedną istotkę. Będą mi po prostu współczuć albo uważać za dziwkę, którą nie jestem, ale kto może to wiedzieć?
Pozbierałam się po odrzuceniu i zdradzeniu mnie przez moją najlepszą przyjaciółkę, która była dla mnie jak siostra, złożyłam się w kupę kiedy moja biologiczna matka umarła, a teraz mam za zadanie pozbieranie się po próbie gwałtu. Teraz też muszę dać sobie radę. Mogę mieć tysiące koszmarów, ale kiedyś to wreszcie minie, nie będzie trwać wiecznie. Ból nie znika z czasem tak jak wiele ludzi mówi, on po prostu staje się częścią nas i wtedy może już nie mieć koszmarów. Czasami strach zostaje. Nie jest taki jak na początku, ale wciąż jest i robi jako nasze przypomnienie tego czy kogoś kto nas zranił. Jest nam ciężko zapomnieć, ale w końcu potrafimy wybaczyć sobie i temu komuś.
"I wouldn't hold my breath if I was you
Cause I'll forget but I'll never forgive you
Don't you know, don't you know?
True friends stab you in the front
I wouldn't hold my breath if I was you
You broke my heart & there's nothing you can do
And now you know, now you know
True friends stab you in the front
It's kind of sad cause what we had
Well it could have been something
I guess it wasn't meant to be
So how dare you try and steal my flame
Just cause yours faded
Well hate is gasoline
A fire fuelling all my dreams
I'm afraid you asked for this"
Skojarzyło mi się z piosenką Bring me the Horizon - True Friends i z jakiejś strony to prawda.
Pod zamkniętymi oczami zaczynam czuć pulsujący ból, który oznajmia mi zbliżającą się migrenę. Postanawiam sobie, że muszę zasnąć. Ból który mnie zbombardował jest tak silny, że nie mogę nawet otworzyć oczu. Po długich męczarniach zasypiam w tak twardy sen, że dopiero czyjeś walenie w drzwi mnie budzi. Tylko, kto to? Ledwo wstaję i tak zataczając się dochodzę do drzwi, patrzę przez wizjer by sprawdzić kto mnie niepokoi takim hałasem? Przeżywam szok, gdy widzę: Sarę, Karoline, Max'a i Nathana. Jakim cudem mnie znaleźli? Co jeśli, to oni wymazali mi drzwi?
Chcę znowu się beztrosko uśmiechać i wierzyć w ludzi, ale już nie raz zostałam zdradzona przez kogoś mi bliskiego, zmuszana do gry, że wszystko jest naprawdę w porządku, kiedy tak szczerze powiedziawszy miałam już dość. Wrażeń z życia starczy mi do końca życia. No jednak najwyraźniej jeszcze za mało przeżyłam bo przed sobą mam swoje najgorsze zmory. Przez te wszystkie emocje zgłodniałam i właśnie uświadamiam sobie, że tak naprawdę nic dzisiaj nie jadłam. Mam ochotę na pizze z czterema serami, ale żeby najwięcej było tego spleśniałego~.
Niepewnie otwieram drzwi.
- Mówiłam, że nam otworzy! - krzyczy Sara która patrzy "wilkiem" na Karolinę. Uśmiecham się na ten gest. - Chcę Cię przeprosić! Tak szczerze to większość z nas chce to zrobić. Chociaż Nathan o niczym nie wiedział.
- Szczerze? Karolina może się odwrócić, wyjść z budynku bo od niej to akurat nie chcę słyszeć nawet słowa. Jej słowa nawet by nie były szczere! Max, naprawdę cię lubię i tak dalej, ale sama nie wiem co o tym myśleć. Sara, zawsze byłaś dla mnie więcej jak siostra. Szczerze powiedziawszy zastąpiłaś mi czasem większość mojej porozpadanej rodziny. Nathan nie jest niczemu winny nie mam co mu wybaczać. - Sara mnie przytula znienacka tak mocno, że zdaję sobie sprawę jak bardzo mi jej brakowało i, że nie tylko ja musiałam przeżyć jej "stratę". Nie tylko ja cierpiałam. Oddaję uścisk z tą samą siłą. 
- To co? Widzimy się jutro? - Coś oślizgłego zaciska się we mnie na samą myśl o wyjściu z mieszkania, a tym bardziej bez Caspar'a. Jeszcze chwila, a dostanę ataku paniki, więc próbuję oddychać przez nos i wypuszczać powietrze przez usta robiąc to głębokimi wdechami, a przynajmniej tak mi się wydaje.-
Naprawdę nie wiem. Ostatnio strasznie dużo się u mnie działo.
Max patrzy na mnie podejrzliwie jakby coś zauważył, zaczyna do mnie podchodzić, a ja mimowolnie się cofam. Jakimś sposobem wszyscy weszli do środka, ale drzwi zostały otwarte.
- Nie mów mi, że się mnie boisz - mówi to całkiem poważnie z takim dziwnym uśmiechem, który nie wróży dla mnie nic dobrego...
- N... nn... nie no coś ty! - zbliża się do mnie coraz bardziej, aż dotykam plecami zimnej ściany. Nie mam gdzie uciec. Mam wrażenie, że świat się pode mną buja, a obraz mi się zamazuje i zaczynają się pojawiać czarne kropeczki, ale jakieś takie nierówne. Max opiera rękę na ścianie obok mojej głowy. Zaschło mi w ustach i już wiem, że oddycham przez nie ciężko i nierównomiernie. Czuję niemiłe pieczenie w płucach, które mówi mi coś o moim niedotlenieniu.
- Nieee! - zakrywam głowę rękoma i osuwam się na podłogę. Jestem tym już taka zmęczona. Nie ważne jak bardzo chcę się pozbierać zawsze jakoś coś się posypie. Czuję się strasznie bezbronna, a nie powinnam. Nie powinnam bać się każdego mężczyzny, ale nie potrafię jakoś się pogodzić z tym, że istnieją wszelkiej maści faceci, a dla mnie to potwory i Caspar dwa różne worki.
Max zostaje ode mnie odciągnięty. Powietrze powoli wraca do moich płuc. Na policzku czuję definitywnie męska dłoń, ale znam ją tak dobrze, że uspokajam się prawie od razu i próbuje się w bardziej wtulić policzek. Nie wytrzymuję i zaczynam płakać wtulając się w niego.
- Caaaaspar. - Mój nos jest pełny jego zapachu, który tak uwielbiam.On oddaje mocno mój uścisk jakbym miała niedługo zniknąć, a ja chciałabym go zapewnić, że nigdzie się nie ruszam.
***CASPAR***
Wróciłem do domu jak na moje gusta całkiem późno. Cały czas czuję ma sobie zapach Kiry, to pewnie jej proszek do prania i płyny, których użyłem, gdy się myłem, ale jednak to nie to samo jak mieć ją przy sobie i wdychać jej zapach. Nie wiem tylko co ona dodaje do tej pralki, że tak niesamowicie to pachnie. Zakrywam ręką usta trochę zażenowany swoim zachowaniem, bo teraz czuję się jak największy zboczeniec.
- Coś się stało? - pyta mnie Margaret. A śmierć zapomniałem o jej istnieniu! Prawie przekląłem cicho, a kiedy nie odpowiedziałem usiadła na moich kolanach i się we mnie wtuliła. - Caspar, powiedz mi gdzie byłeś? - Na bank wyczuła zapach Kiry! - Dlaczego twoje ubrania i włosy tak pachnął? - Jednak kiedy usiadła na moje kolana musiała to wyczuć. W jej oczach zebrały się łzy, ale ja nic na to nie mogę poradzić.
- Byłem u Kiry - mówiąc szczerze opowiedziałem jej całą sytuację, ale jak każda kobieta poczuła się zagrożona i miał rację, bo Kira nie zawróciła mi w głowie dopiero po próbie gwałtu, ale już wtedy kiedy oddałem jej bilet, co Margaret wcale nie wiedziała. Dobrze, że przedtem powstrzymałem się z odruchem zarzucenia jej z kolan.
Właśnie do mnie dociera, że nigdy nie pokochałem Margaret, po prostu czuję do niej w jakimś sensie czułość, ale nie tą romantyczną. Kira wylała na mnie kubeł zimnej wody. Muszę ją zobaczyć, to pragnienie wydaje mi się tak silne, że aż mam ochotę wstać i już w tej chwili i sekundzie do niej iść. Chcę móc ją przytulać zawsze kiedy chcę, a najlepiej schować przed całym światem, żeby żaden facet nie zwrócił na nią swojej uwagi. Wybudzam się ze swoich myśli i patrzę w oczy Margaret, które są bardzo zmartwione i widzę, że czeka aż się zacznę usprawiedliwiać. Chwyta moją twarz w swoje ręce, gdy odwracam wzrok. Zbliża swoje usta do moich, ale ja mimo jej silnego uścisku obracam twarz w bok. Czuję, że ten jeden pocałunek mógłby być zdradą, a nie jestem z Kira. To tak cholernie trudne!
- Czemu jesteś taki zimny w stosunku do mnie? Już nie jestem wystarczająco dobra? Znudziłam Ci się?
- Nie to, nie to - zaczynam zmęczonym głosem, pocieram czoło ręką - zrozumiałem, że nigdy Cię nie kochałem w sensie romantycznym. W jakimś stopniu jesteś dla mnie bardzo ważna, ale ja po prostu nie mogę się z tobą ożenić z jakiegoś kaprysu. - Właśnie zostałem spoliczkowany, a mimo to czuję taką ulgę, że dałbym się jej spoliczkować jeszcze kilka razy żeby jej ulżyło. Mój piekący policzek mówi mi, że zasłużyłem sobie nawet na kopnięcie w jaja, które mimo wszystko bym chronił. Margaret wstaje wściekła jak osa, zostawia pierścionek przede mną na stole i tupiąc mocno stopami skierowała się do sypialni, a kiedy już tam weszła zatrzasnęła za sobą tak mocno drzwi, że zacząłem żałować, że ich nie zdjąłem przed tą całą rozmową. Oczywiście jakby się położyła z powrotem bym je wstawił jednak w tej sytuacji mam nadzieję, że sąsiedzi nie będą się skarżyć. Kładę się spać na kanapie przytulony do drugiej poduszki, na którą zarzuciłem swoją koszulkę, która pachnie Kirą, żałując że to nie ona we własnej osobie. Sama myśl o niej przyprawia moje serce o szybsze pompowanie krwi potrzebnej do pobudzenia mojego kolegi do życia i władania moim umysłem po prostu go wyłączając. Nie wiem jakim cudem się opanowałem w łazience. Nie wiem jak udaję mi się przy niej panować, ale to cud, że jeszcze czegoś nie zrobiłem. Jakiego sposobu użyła, zeby wesjść tak głęboko pod moją skórę stając się częścią mnie nic nie robiąc? Jakiej magii użyła żeby wejść tak głęboko, że nie mogę przeżyć jednego dnia bez usłyszenia jej głosu chociaż raz dziennie?
Rano w mieszkaniu jest cicho jak jeszcze nigdy przedtem. Margaret zostawiła mi kartkę, w której mi przekazuje, że ma nadzieję, iż mimo wszystko zostaniemy przyjaciółmi, a ja się zaczynam zastanawiać czy zrozumiała mnie jakoś opacznie, gdy mówiłem jej że jest dla mnie ważna czy jaki grzmot? Ale to chyba oczywiste, że chcę żeby nadal ze mną utrzymywała kontakt! Jednak musiała się wyprowadzić, ponieważ nie mogłaby znieść tego, że byłoby tak samo jednak już inaczej. W jakimś sensie czuję się teraz lepiej, będąc znowu samemu w swoim mieszkaniu. Przygotowałem się na zajęcia, nawet udało mi się dojść do klasy przed czasem. Przygotowałem wszystko co mi będzie potrzebne na lekcje.
***
Przez cały dzień myślałem o Kirze, która oczywiście dzisiaj się nie pojawiła. Patrzę na zegarek i widzę że wcale wcześnie nie jest, a zasiedziałem się kując i formując i kto wie co jeszcze zdążyłem zrobić. Może w którymś momencie się zacząłem ślinić?
Nie widzę za dużych postępów w swojej rzeźbie. Z westchnieniem, które wyrywa mi się z ust, po prostu wstałem z zamiarem wyjścia, ale przypomina mi się, że czeka na mnie jeszcze papierowa robota, której naprawdę nie cierpię. Po jakimś dłuższym czasie, który wydaję mi się wiecznością wreszcie kończę. Zadowolony z siebie wychodzę z tej budy w podskokach. Dosłownie. Teraz ruszam w stronę bloku Kiry. Założę się, że nawet gdybym walił głową w ścianę nie wybiłbym jej sobie z głowy. Chcę się nią zaopiekować. Chcę żeby zawsze mnie szukała, kiedy czegoś potrzebuję i nie potrafi sobie sama poradzić. Chcę być dla niej ważny.Wchodzę do klatki schodowej bez dzwonienia na domofon, ponieważ drzwi są otwarte. Zaczynam wspinać się po schodach na górę jakby to moje życie od tego zależało, moje serce dobija mi się boleśnie o żebra pompując coraz szybciej krew, słyszę krzyk Kiry. Moje serce staję na ten jeden krótki moment. Strach o Kirę sprawił, że już po chwili odpycham od niej jakiegoś chłopaka, którego potem rozpoznaję jako Max'a ze świty Sary. Po tym jak ją uspokoiłem mogę ją w siebie wtulić, ale to ona pierwsza mnie przytuliła najwyraźniej potrzebując mnie bardziej niż myślałem. Sadzam ją sobie na kolanach, a ona próbuje się przesunąć jeszcze bliżej. Jej uścisk jest silny, a ja sam nie zamierzam jej puścić.Cała grupka dziwnie na nas patrzy.- Dlaczego tak zareagowała? - Wszyscy od razu chcą wiedzieć co się stało.- Powiem wam, ale nie mówcie jej o tym, że wiecie - kiwają głowami na zgodę - nie wiem dlaczego, ale była w szkole o bardzo dużo przed czasem i zadzwoniła do mnie przerażona prosząc o pomoc. Kiedy tam wreszcie dotarłem jakiś chłopak był na niej już gotowy żeby ją zgwałcić. Ciągle próbuję jej pomagać, wyciągam ją z tych czterech ścian. Często chodzi wtedy po prostu koło mnie, ale zdarza się też, że trzyma się mojego ramienia albo się za mną chowa, przerażona. Raz prawie dostała ataku paniki jak jakiś chłopak pytał się o czas.Sara zakryła usta, jest w szoku, a Karolina cieszy się z losu mojej małej Kiry, aż mam ochotę się jej pozbyć z tego świata byłoby o jednej szmaty mniej.- Kira, uczęszcza do Tej szkoły prawda? - kiwam tylko smutno głową.- Co z Margaret? - Karolina oczywiście już jest ciekawa czy może się na mnie rzucić.- Już z nią nie jestem. - Obie dziewczyny zdusiły okrzyk radości, ale ja nie zamierzam dać im tej satysfakcji. - Chcę się zająć Kirą. - Karolina zacisnęła usta sfrustrowana, a Sara wygląda na zadowoloną.- Zrób jej coś, a obiję Cię tak, że matka, Cię nie rozpozna i, Cię do kompletu w-y-k-a-s-t-r-u-j-ę.Teraz boję się o swoje klejnoty! Ale wiem, że jeśli ją zranię sam pójdę na te tortury.- Nie martw się jeśli będzie to coś czego nie będę mógł naprawić, to sam się zgłoszę.
M
y tu sobie gadu, gadu, a Kira na moich kolanach! Ale ze mnie idiota! W sumie teraz jak sobie o niej przypomniałem zauważam, że śpi. Odgarniam jej włosy z twarzy, jej oczy przyciągają moją uwagę, ma strasznie ciemne cienie pod oczami. Są dosłownie fioletowe. Musiała długo nie przymrużyć nawet oka.- Lepiej będzie jeśli już pójdziecie.Sara spojrzała smutno na Kirę i chyba wreszcie dokonała wyboru.Pożegnałem się z nimi z Kirą na rękach i zamknąłem drzwi na klucz.Kładę się z nią, bo nie mam ochoty iść do salonu i zostawiać ją samą. Przytulam jej drobne ciało do swojego i mimo moich prób żeby nad nią czuwać zasypiam.Budzą mnie małe piąstki uderzające w moją klatkę piersiową. Gdy wybudziłem się do końca z zaspania, które jeszcze niedawno czułem, słyszę cichy szloch, a moje serce powoli rozpada się na małe kawałeczki słysząc jej rozpacz.- Kira - mój głos jest tak zaczerpnięty, że sam się zdziwiłem jak brzmi, ale to pewnie przez moją zaschniętą krtań. - Nie dam Cię skrzywdzić. - Jednak ona mnie nie słucha, panikuje, jej sen ją przeraża. Przytulam ją do siebie i zaczynam delikatnie głaskać jej głowę i plecy od czasu do czasu delikatnie całuje jej czoło szepcząc jej słodkie obietnice, które mam zamiar dotrzymać.Po jakimś dłuższym czasie uspokoiła się i nawet się we mnie wtuliła. Jej jeszcze ciężki oddech drażni moją szyję powodując mimowolnie, że mój najlepszy przyjaciel zaczął się budzić. Spiąłem się, po dłuższym czasie ochłonąłem i udało mi się zasnąć.
***KIRA***
Jest mi tak cieplutko, że mam ochotę zostać tak na zawsze, nawet z tym ciężarem, który na mnie leży. Chwila, coś na mnie leży?! Teraz czuję jakieś delikatne poruszenie. Spinam się cała, ale jedno jest pewne. W nocy udało mi się jakoś uspokoić, a nawet nie obudzić. Przespałam całą noc. Czas otworzyć oczy. Słońce drażni moje powieki,a kiedy je otwieram oczy. Patrzę na śpiącego Caspar'a, który mnie przygniata. Nie no ok. Czemu nie? Chyba wstałam lewą nogą po tym całym płaczu i dołku i kto wie co jeszcze.Z wczorajszego wieczoru nie pamiętam zbyt wiele, gdyż tylko poczułam się bezpiecznie zasnęłam. Co się stało z trupą Sary?Muszę przyznać, że gdy ktoś na tobie leży większą połową ciała jednak jest trochę ciężko w jakimś sensie przyjemnie, ale nadal ciężko.- Caspar! Wstawaj! - uderzam go pięścią w ramię mało skutecznie, bo nie mam jak wziąć zamachu. Nie reaguje tylko przekręca się ze mną na drugi bok i przytula mnie mocno do siebie mrucząc coś pod nosem. - Ugh! Nie wytrzymam z nim! - Mimo wszystko zasypiam.Budzi mnie nagły chłód, próbuję coś złapać niestety nie mam nic pod ręką. Przesuwam się dalej i natrafiam na jakiś materiał, chcę go do siebie przyciągnąć bo jest taki cieplutki. Znienacka czuję jak po moich bokach materac się zapada, a ja materiał ten trzymam przed sobą.- Kira, proszę Cię. Puść mnie.Podczas otwierania oczu wychwytuję za oknem ciemność, która wdarła się także do mojego mieszkania. Caspar zwisa nade mną bowiem trzymam go za koszulkę. Puszczam jego koszulkę.- Sorki? - zaczyna się śmiać, a ja robię policzki typu chomik, a jego śmiech staje się głośniejszy.- Nie mogę uwierzyć, iż przespałem cały dzień, a teraz w drodze do kuchni mnie zatrzymujesz. Nawet nie masz pojęcia jak umieram z głodu. - W tej chwili mój brzuch się odzywa.- Chyba wiem, ale już cię nie zatrzymuję.- To dobrze, bo muszę do łazienki - głaszcze mnie po głowie, odgarnia włosy, a w końcu całuje w czoło, przymykam oczy,a kiedy je znowu otwieram jego już nie ma.Po krótkiej chwili gdy łazienka się zwalnia rzucam się i to dosłownie w jej stronę. W kuchni siadam przy stole, a przede mną pojawia się talerz z tortillą, jajkiem, sosem pomidorowym, papryką i kurczakiem. Podnoszę wzrok mocno zdziwiona na Caspar'a, a on tylko pokazuje mi garniturek swoich białych zębów.- Smacznego - mówi, a ja zaczynam jeść i pierwszy kęs wywołuje głośne jęknięcie. Oczywiście jakby to było gdyby nie zaśmiał się szczęśliwy z mojej reakcji.Tak jak zaczęliśmy jeść powoli, teraz ja pochłaniam swoją porcję tak szybko, aż w końcu ostatnim kęsem musiałam się zakrztusić. Caspar od razu szybko klepie mnie po plecach.- Powinnaś była jeść spokojnie. Przecież nikt by ci nie zabrał talerza sprzed nosa.- Dzięki tylko wczoraj nic nie zjadłam, a dzisiaj przespaliśmy prawie cały dzień.- Jeśli chcesz, zrobię Risotto. Co ty na to powiesz?- Stoi, ale niesiesz siatki, bo trzeba iść na zakupy.Jego oczy pokazują mi jakiś blask, którego przedtem nie zauważyłam, a teraz jeszcze się tak słodko do mnie uśmiecha, jakby dostał swojego wymarzonego lizaka.- Zbieraj się.Od razu schowam talerz do zmywarki i biegnę się ubrać. W łazience ubrałam się w czarne rurki i męską szarą bluzę z mojego ulubionego zespołu. Myję zęby i twarz i już po chwili wyciągam z 4 siatki z materiału z szuflady znajdującej się w kuchni. Ubieram szybko buty i kurtkę z szalikiem i jestem gotowa do wyjścia.- Pierwszy raz widzę, żeby dziewczyna wyszykowała się w takim tempie ekspresowym.
- Codziennie rano odbywam trening w dziedzinie szybkiego szykowania się, kiedy zapomnę nastawić budzik.- Bierz klucze i wychodzimy.
***
W sklepie nabieram rzeczy hurtowo, bo nie wychodziłam na zakupy przez strach, który mnie od tego odciągał. Chodzę po tych wszystkich korytarzach i zanoszę znalezione produkty do wózka, który pcha Caspar. Właśnie śmieje się ze mnie, ale żeby zrobić mu na złość każę mu znaleźć podpaski i tampony oczywiście bez zapachowe. Co ja odświeżacz jestem? Oczywiście od razu mina mu zrzedła, ale po nie poszedł mówiąc, że nie ma sprawy. Pewnie zauważył, że nie podobało mi się, że się śmiał. Kiedy wrócił, rozgadał się jak katarynka, a ja kiwam głową wyłapując co drugie słowo i kiwam głową, ale słucham go tylko jednym uchem. Nagle wpada na mnie jakiś gościu i tu się zaczyna. Moja bańka mydlana wybucha z wielkim BUM! Kucam i zaciskam powieki w tym czasie zakrywając uszy. Mój oddech jest ciężki i przerywany. Czemu tylko Caspar wywołuje u mnie poczucie bezpieczeństwa? Nie boję się go. Wiem, że nie mogę wpakować wszystkich facetów do jednego worka tylko nie Caspar'a.
C
aspar stawia mnie na nogi, a facet dziwnie na nas patrzy.- Mógłby się pan tak już nie patrzeć? To nie przedstawienie - warczy zły na nieznajomego.Zaczynam dzielić facetów na: Caspar, który jest jeden i potwory. Nie jest to oczywiście pozytywne nastawienie, zdaję sobie z tego sprawę, jednak wciąż staram się tego nie robić. Kończę wczepiona w silne ciało Caspar'a jak miś koala. Nic nie powiedział, przed chwilę pomasował mnie uspokajająco po plecach i ruszył w stronę kasy po znalezieniu reszty rzeczy. Zapłacił moimi pieniędzmi dopiero, gdy mu powiedziałam, że nie chcę go bardziej wykorzystywać. Widziałam jak zacisnął usta, żeby nic nie mówić przy ludziach, ale potem pewnie mi się oberwie. Przed wyjściem ze sklepu, przechodzę z wtulania się w jego tors na wtulanie się w jego plecy.Nie wiem skąd on bierze tyle siły, żeby nieść mnie i chyba z sześć siatek, ale to nie ja powinnam marudzić tylko on. Przed klatką daję mu kluczę, a on zręcznie radzi sobie ze wszystkim nie martwiąc się co inni ludzie sobie pomyślą. Jestem okropna, że nie pomagam mu tego wszystkiego nieść, niestety czuję, że puszczając go nie będzie nigdy odwrotu to mojego starego ja. Zaciskam mocno powieki.- Kira musisz chociaż rozpakować zakupy - Nie jestem jeszcze gotowa by go puścić. Jakimś cudem udaje mu się mnie obrócić na jego przód, teraz przytulam się w jego klatkę piersiową i wdycham jego zapach, który tak mi się podoba i mnie uspokaja.- Kira nie martw się. Nigdzie się nie wybieram. Jeśli chcesz pójdziemy do mnie, zabiorą parę swoich rzeczy i wrócimy do twojego mieszkania - jego szept prostu do mojego ucha przyprawia mnie o przyjemne dreszcze. Oddech Caspar'a, nadal drażni moje ucho, ale jakoś mi to nie przeszkadza, po prostu się dzieje.- Możemy tak zrobić? - odzywam się pierwszy raz po tym niefortunnym zdarzeniu w sklepie.Wciąż go nie puszczam. Caspar, przenosi nas na kanapę w salonie. Jego broda jest oparta o mój czubek głowy, a jego ręce obejmują mnie mocno. Uspokajam się do tego stopnia, iż czuję to przyjemne rozluźnienie przed zaśnięciem. Powoli się od niego odsuwam i patrzę mu głęboko w oczy, a przynajmniej tak mi się wydaję, ponieważ jego niebieskie tęczówki zamieniają się w rwącą rzekę, która porywa mnie z prądem. Zaczynamy się do siebie zbliżać, a ja nagle mam wątpliwości. Co jeśli dojdzie do pocałunku? Zrobię to dobrze? Nigdy nikogo nie pocałowałam chociażby w policzek! Okej nie panikuj! Daj się poprowadzić. Kiedy już czuję jego oddech na swoich ustach i czekam podekscytowana na to co ma nadejść ktoś dzwoni do drzwi. Żartujecie sobie?! W którym momencie moje życie towarzyskie stało się tak socjalne?! Chwila, momencik, kto to może być? Nikogo nie zapraszałam. Może Sarah? Tsa morze jest szerokie i głębokie, więc kto tam wie.Caspar patrzy na mnie zdziwiony, wiedząc czy nawet przeczuwając, że nie dam rady się podnieść, jednak on bierze sprawy w swoje ręce i wstaje razem ze mną tak jak poprzednio. W przedpokoju biorę słuchawkę domofonu w moje trzęsące się dłonie.- Tak?- Kira! - Serce mi chyba na moment stanęło i zaczęło znowu bić tylko przyśpieszonym tempem, gdy rozpoznałam głos mojego największego koszmaru.- Kto tam? - Chcę się upewnić, że nie mam jakichś omamów. Jednak jakże się myliłam gdy powiedział mi swoje imię.Patrzę przez wizjer, a przynajmniej taki miałam zamiar. Jest zakryty widzę tylko ciemność, która przypomina mi tą nieszczęsną szatnię. Ktoś puka. Nie otwieram drzwi. Caspar jest cicho jak mysz, która nie chce zostać złapana.- Schowam się i jakby co zadzwonię na policję czy go nawet z Ciebie zdejmę po wykonanym telefonie. Może wtedy złapią tego dupka - stawia mnie cicho na podłodze przytula, by dodać mi otuchy i chowa się.Otwieram powoli drzwi, a On pcha je mocno w moją stronę, żeby już stanęły przed nim otworem. Jak widać już nie chce czekać. Opieram się o ścianę obok drzwi, żeby nimi przypadkiem nie oberwać. Mam tak mocno zaciśnięte powieki, że widzę tańczące plamki przed oczami. Nie chcę go widzieć. Trzask drzwi wybudza mnie z mojego letargu mówiąc mi, że czas wrócić do rzeczywistości.- Proszę zostaw mnie samą - mówię - dlaczego to robisz? Nie rozumiesz, że nie chcę nawet cię dotknąć czy mieć z tobą do czynienia?- Wszystkie krzyczały, że tego nie chcą, żebym je oszczędził, ale teraz są zadowolone. Pokazałem im jaką przyjemnością może być seks i żadna nie złożyła skargi. - Przechodzą mnie nieprzyjemne dreszcze, ale on to chyba inaczej zinterpretował jako iż próbuję mnie pocałować, ale obracam twarz w bok. - Jeszcze żadnej po ucieczce nie goniłem. Jesteś pierwszą, którą tak pragnę. Bądź z siebie dumna.Próbuję się wyrwać gdy mnie próbuje dotykać, ale ten ciasny korytarz nie ofiaruje mi żadnego schronienia z daleka od niego.- Nie dotykaj mnie! - krzyczę tak głośno jak mogę. Może ktoś jeszcze mnie usłyszy? Mam taką nadzieję.- Kochanie nie martw się. Spodoba ci się jak każdej - mruczy do mojego ucha.Po dłużej chwili już jest na mnie, niestety walenie w drzwi go zatrzymuje.- Halo?! Kira Nemezis?! Zostaliśmy zawiadomieniu o tym, że pani krzyczy aby ktoś jej nie dotykał. Jest tam pani? Proszę otworzyć drzwi. - W chwili jego nie uwagi krzyczę, ale nie był to za długi dźwięk czy nawet głośny, ponieważ został zagłuszony ręką. Mam tylko nadzieję, że wystarczył.Drzwi zostają otwarte napastnik ze mnie ściągnięty, a ja podniesiona z pomocą Caspar'a. Policja patrzy na niego zdziwiona, bo skąd on tu się wziął i dlaczego mi nie pomógł?Złożyliśmy zeznania, gdzie brunet wytłumaczył o co chodziło przez jego brak pomocy. Wszystko zostało wyjaśnione a ja oskarżyłam go o kolejną próbę gwałtu.Właśnie zmierzamy do mieszkania Caspar'a by mógł zabrać parę rzeczy i możemy wracać do mnie. Wchodzimy do czystego mieszkania, które w sumie mówi o kobiecej ręce. Facet nie martwi się jakimiś duperelami jak ozdoby. Pomogła mu mama? Dziewczyna? Nie podoba mi się to. Chcę powiesić tyle obrazów ile mogę w jego mieszkaniu, żeby pokazać, że nie zamierzam go nikomu oddać. Rozwiesić pełno zdjęć, których jak widać za dużo tu nie ma. Idę za nim do jego sypialny, gdzie na jego biurku widzę pełno papierów w czasie, gdy on pakuję torbę podchodzę tam, żeby zobaczyć co to jest i widzę sprawdziany. Tematyką jest różne metody rzeźbiarstwa i tak dalej nie wiem, ale nagle coś szmera mi nad uchem, że coś jest nie tak. Po co mu te wszystkie sprawdziany? Patrzę na górny lewy róg na kartce i widzę logo swojej szkoły, a nad tytułem imię i nazwisko nauczyciela prowadzącego ten przedmiot. Nagle nie czuję gruntu pod nogami i osuwam się w otchłań, która przyjmuje mnie z radością.- Jesteś nauczycielem

sobota, 3 września 2016

Nawet jeśli dowiesz się prawdy

Tak jak przypuszczałam, wstałam po dziesiątej. 
Właśnie robiłam sobie śniadanie, kiedy zadzwonił do mnie telefon. Na wyświetlaczu wyświetliło się imię Luki. Serce zaczęło mi szybciej bić, ale odebrałam szybko ignorując swoje zdenerwowanie.
- Halo? - powiedziałam niepewnie.
- Doberek! Wyjdziesz ze mną po 19?
- Jasne.
- No to po ciebie wpadnę. - Serce zabiło mi jeszcze szybciej o ile to możliwe, obijając się boleśnie o żebra - wezmę jeszcze ze sobą Caspara - zaśmiał się w słuchawkę jakby przeczuwając, że w moim umyśle właśnie rozpętała się burza.
Kiedy usłyszałam, że brunet też idzie z serca spadł mi kamień, który mi ciążył od początku wypowiedzianego przez niego zdania. Wypuściłam nawet przetrzymywane powietrze w płucach. Nie wiedziałam, że wstrzymuję oddech.
- Dzięki - szepnęłam z wdzięcznością.
Nie mogłam zdobyć się, by mój głos zabrzmiał odrobinę głośniej. Krtań zacisnęła mi się ze zdenerwowania. Z trudem przełykałam ślinę.
Chciałam się już rozłączyć, kiedy Luka znowu się odezwał:
- Nie ma sprawy. To do później.
- Pa.
Zjadłam śniadanie, odświeżyłam się i ubrałam. Posprzątałam mieszkanie nie śpiesząc się w ogóle i, kiedy miałam wolną chwilę naszkicowałam, nawet ładny rysunek który chciałam wykonać na pracę semestralną.
Usłyszałam dzwonek, więc otworzyłam tylko te drzwi na dole. Spojrzałam przez wizjer, gdy przede mną wyrósł palec. Uchyliłam lekko drzwi i włożyłam głowę w szparę.
Spodziewałam się zobaczyć tam Caspar’a razem z Luką, którzy chcą mi zrobić kawał, ale zobaczyłam jakichś dziwnych gości. Nie myśląc za bardzo kim oni są zatrzasnęłam szybko drzwi i zamknęłam je za klucz. Przez jakąś godzinę słyszałam walenie w grube drewno, sąsiedzi pogrozili im, że zadzwonią po policję, więc tych dwóch dziwnych typów się zmyło.
Czułam się zastraszona, ale co mi da mój własny strach skoro jest moim wrogiem? Ktoś ponownie zadzwonił do drzwi. Spojrzałam przez wizjer i tym razem zobaczyłam chłopaków, których się spodziewałam zobaczyć. Kiedy już miałam do nich podbiec, potknęłam się o framugę i wpadłam na Luke. Serce zabiło mi szybciej, więc szybko się podniosłam i zaprosiłam ich do mieszkania.
- Mieszkasz sama? - zapytał niespodziewanie szatyn.
Kiwnęłam głową na tak. Nie chciałam im mówić, że moi “rodzice” mieszkają obecnie w Belgii. Spuściłam głowę.
- Sorki. Nie powinienem pytać - powiedział odwracając głowę w bok.
Uśmiechnęłam się do niego sztucznie, jakoś nie potrafiłam zdobyć się na szczery uśmiech. Nie dzisiaj.
- Nic nie szkodzi - mruknęłam z małym przekonaniem. - To, gdzie chcecie mnie zabrać?
- W pewne miejsce, w którym na pewno nie byłaś.
- To spakuję torbę i idziemy - stwierdziłam.
Wzięłam czarną torbę przewieszają przez ramie i schowałam tam swoje dokumenty razem z biletem, pieniędzmi, szkicownikiem i piórnikiem. Ubrałam skórzaną kurtkę i wyszliśmy z domu. Gdy chciałam zakluczyć drzwi moim oczom ukazały się napisane w różnych językach wyzwiska. Najgorsze było to, iż znałam te wszystkie języki co sprawiło mi dodatkowy ból.
- Dlaczego mi nie powiedzieliście? - zapytałam spuszczając głowę - Dalaczego?
Oparłam ręce na drzwiach i zacisnęłam je w pięści. Miałam ochotę kogoś uderzyć, pierwszy raz od czterech lat.
- Myśleliśmy, że i tak to zauważysz.
- Może powiecie mi, że się nie przejmę tym? - zapytałam ironicznie. - Pomyliliście się. W każdym tym słowie czy literce która jest tu napisana przypomina mi o przeszłości. Ale nie będę nad tym rozmyślać. Nie będę patrzeć w przeszłość powinnam myśleć o przyszłości.
Zakluczyłam drzwi, przeszłam koło nich i kiedy już myślałam, że wyglądało, to bardzo dumnie, zahaczyłam swoją nogą o drugą i już miałam runąć i przekoziołkować po schodkach, kiedy poczułam silne ramiona któregoś z nich. Mimowolnie się wzdrygnęłam. Teraz każdy dotyk wydawał mi się ohydny. Wyszarpałam się z objęć jak się okazało Caspar’a i walnęłam go z pięści w ramie. Zaczęłam schodzić po schodach. Tupałam tak mocno w schody, że ludzie zaczęli wyglądać ze swoich mieszkań. Nawet na nich nie spojrzałam. Nie obchodzili mnie jednak mówiłam im dzień dobry, to mnie wkurzało jeszcze bardziej. Ale kultura tego wymaga.
Zaprowadzili mnie do jakiegoś parku. Stałam zdezorientowana, nie wiedząc czemu nie wiedziałam co robić, gdy zauważyłam jak Luka nabiera liści i rzuca je w górę nad Caspar’em. Ten chcąc mu się odpłacić zaczyna mu oddawać, przez co zaczęli się bawić w obrzucanie się liśćmi. Naburmuszyłam się jak małe dziecko i nadęłam policzki, kiedy oboje rzucili na mnie liśćmi w których było pełno jakichś robali. Nie przejmują się tym za bardzo zaczęłam ich gonić i rzucać w nich liśćmi, które na moje nieszczęscie nie trafiały.
W końcu się wkurzyłam i przewróciłam ich obu. Leżałam na nich, przygniatając ich swoim ciężarem ciała. Jednak nie byłam wystarczająco ciężka dla nich obu, więc szybko mnie zrzucili. Jakoś nie czułam się przestraszona ich bliskością. Nawet muszę przyznać, że całkiem… odprężona. Jakby wszystkie moje troski rozwiał wiatr, a nadchodząca zima zamieniła się w wiosnę, w której rosną pąki by rozkwitnąć.
- To może pójdziemy do Marcus’a, na pizze? - zapytał Luka.
- Ja jestem za - powiedziałam lekko nieświadoma tego co mówię.
- Mi pasuje - mruknął brunet.
Oboje wstali i wyciągnęli ręce żeby mi pomóc. Nie chciałam być niemiła więc chwyciłam obie, spoglądając na swoje buty.
Pociągnęli mnie szybko do tej małej restauracji i nie obejrzałam się nawet, kiedy jedliśmy pizze.
Do środka weszła jakaś dziewczyna razem z szatynką, ciemnym blondynem, brunetem i paroma ludźmi więcej. Moje serce zabiło szybciej. Czyżby to moi starzy znajomi? Widząc już najgorsze scenariusze poszłam do łazienki.
Ochlapałam twarz zimną wodą, miałam ochotę podłożyć głowę pod strumień wody, ale nie miałam suszarki. Westchnęłam i zakręciłam kurek. Wyszłam z łazienki powoli jakby moje ciało było z ołowiu.
Spojrzałam na mój ulubiony stolik przy, którym siedzieli moi dawni znajomi razem z Caspar’em i Luką. Spuściłam głowę, gdy zauważyłam, że Sara siedzi na moim miejscu. Tak po prostu je zajęła. Podeszłam do nich niepewnie.
- Przepraszam - zwróciłam się do brunetki. - Siedziałam tu zanim poszłam do łazienki. Czy mogłabyś się przesiąść? - zapytałam miło.
Zmierzyła mnie wzrokiem jak największego śmiecia na ziemi i się krzywiła.
- Nie krzyw się bo ci tak zostanie - mruknęłam lodowatym tonem głosu.
Spojrzała na mnie zdezorientowana, jakby nie spodziewała się takich słów ode mnie.
- Bo ty tak mówisz?
- Bo ja tak mówiłam - poprawiłam ją nieświadomie.
Chwyciłam swoje rzeczy przeliczyłam pieniądze w portfelu, zapłaciłam za pizze i wyszłam nic nie mówiąc.
Chłopaki wybiegli za mną, a Sara pewnie chciała dogonić Caspar’a, więc krzyknęła za nim:
- Myślałam, że pomiędzy nami coś jest!
Spojrzałam na nią i zaczęłam się śmiać. Nie mogłam wytrzymać. Najwyraźniej w ogóle się nie zmieniła i nadal podrywa nowo, co poznanych chłopaków. Złapałam się za brzuch, ponieważ chwycił mnie skurcz, lecz nadal się śmiałam.
Po tym jak mi przeszło czekałam na ciąg dalszy przedstawienia.
- Między nami nic nigdy nie było - odkrzyknął jej. - To, że się przekomarzaliśmy nic nie znaczyło. Ty zaczynałaś, a ja po prostu grałem jak mi zagrasz - widziałam jak zaciska pięści. - Powinienem być zdecydowany, ale przy tobie nie potrafiłem. Myślałem, że ty mi pomożesz. Twierdziłaś, że wiesz jak się czuję, ale tak naprawdę nic nie wiesz. Nie czujesz tego, co ja, więc nie przechwalaj się na ten temat!
Byłam lekko wystraszona. W końcu nie widziałam go jeszcze w takim stanie, ale zawsze musi być ten pierwszy raz.
Podeszłam powoli do niego i chwyciłam go za rękę, której na szczęście nie wyrwał z mojego uścisku. Odciągnęłam go od niej.
Widziałam jak ciemno-oka osunęła się na kolana. Śmiałam się. Po cichu chichotałam. Czułam taką radość widząc jej ból, że myślałam przez chwilą, że moje łańcuchy zostały zerwane. Ale… Myliłam się.
- Czemu się śmiejesz? - zapytał niebiesko-oki.
- Nie zrozumiesz tego - mruknęłam.
- Więc mi to wytłumacz - poprosił.
- Gdy będziemy sami - odpowiedziałam mu od razu.
Nie wiedząc czemu nie potrafiłam zaufać tak po prostu Luce. Czułam, że nie powinnam mu nic mówić. Po prostu to jest chłopak, który jak się rozgada, to wypapla wszystko, więc wolę nic nie mówić.
- Szkoda, że ten wieczór się tak skończył.
Poszliśmy do jakiegoś kościoła. Siedziałam wpatrzona w wyrzeźbione rzeźby i nie mogłam się nadziwić jakie są gładkie. Wydawały mi się takie idealne.
Wyciągnęłam szkicownik i w świetle świec zaczęłam malować wnętrze. W półmroku, który nas otaczał czułam się wygodnie. Obrazek, który namalowałam przedstawiał ten kościół i scenę, która się tu rozgrywała. Szkic był na razie czarno biały, ale zaczęłam nakładać kolory. Moją uwagę przykuła kobieta w czarnej sukni z czerwonymi dodatkami, trzymała dłoń mężczyzny, a w drugiej za plecami nóż. Uśmiechała się do niego sztucznie, a on w swoim spojrzeniu pokazywał jak silnym uczuciem ją darzy. Stał ubrany w elegancji garnitur. Byłam pewna, że to nie nasze czasy. Jednak szybko zamknęłam szkicownik po tym jak, Luka zaczął zaglądać.
- Muszę już iść - powiedział - zapomniałem, że miałem odwiedzić mamę w szpitalu.
Jakoś nie słyszałam szczerości w jego głosie, ale akurat teraz miałam to głęboko w nosie.
- Więc… - zaczął nieśmiało ciemnowłosy - powiesz mi… dlaczego się śmiałaś?
Kiwnęłam głową na tak. Z powrotem otworzyłam szkicownik na obrazku, który zaczęłam na zajęciach rysunku. Wyjęłam ołówek i zaczęłam delikatnymi ruchami dokańczać obrazek.
- Gdy, Sara przyjechała do Rzymu musiała nauczyć się języka. Chodziłam do szkoły w której uczyli włoskiego. Czasem chodziłam tam na zajęcia dodatkowe. Poznałam ją, właśnie na nich. Później dołączyła do mojej klasy, jako, iż byłyśmy nierozdzielne - przerwałam na chwilę, żeby nabrać powietrza - Po jakimś czasie, do tej specjalnej klasy zaczęli dochodzić chłopacy w mniej, więcej jej wieku. Jednak oni zwracali uwagę tylko na jej walory. A ona zakochiwała się w każdym - roześmiałam się gorzko - Powoli, powolutku zaczęłam ją nienawidzić. A ona po tym jak znalazła grupkę znajomych, wyrzuciła mnie jak zabawkę, że tak to określę. Zaczęła mnie ignorować, zmyśliła jakąś historyjkę, by skłócić mnie z Karoliną, oczerniała mnie przy niej jak jakąś szmatę, a ja musiałam natychmiast wyjechać. Nawet nie mogłam jej oddać.
- Nie rozumiem. Co ma do tego to zdarzenie do przeszłości? - zapytał zbity z tropu.
- Nie słuchałeś mnie? Hmm powiem to tak… Zakochiwała się w każdym nowo poznanym chłopaku, a on chciał ją tylko wyruchać. Nie miała szacunku do nikogo i myślała, że o wszystkim wie najlepiej, a przeważnie się myliła. Rozumiesz?
Walnął się otwartą dłonią w czoło i podniósł się z ławki.
- Wracajmy.
Wyciągnął do mnie dłoń, a ja spakowałam szybko swoje bibeloty i ją chwyciłam. Mimo jego pomocy, wstałam ciężko.
Kiedy szliśmy tak w tym, jak dla mnie strasznym zimnie, spojrzałam w bok, a tam ukazała mi się ciemna uliczka. Zatrzymałam się lekko ciekawa widząc niecodzienne zdarzenie. Jakiś mężczyzna opierał się o mur z bronią w obu rękach i celował do innego mężczyzny, który wydawał mi się znajomy. Podchodził powoli do uzbrojonego faceta, z podniesionymi rękoma. Chwyciłam za rękaw bruneta i zmusiłam go by przystaną. Miałam mieszane uczucia, a jeden z tych mężczyzn wydawał mi się znajomy. Byłam wystraszona, ale nie sparaliżowana strachem. Nie chciałam patrzeć jak komuś dzieje się krzywda, a tym bardziej Jemu. Caspar, chyba zauważył moje zmartwienie, bo wkroczył prosto w paszcze lwa. Podniósł ręce w geście obronnym i wskazał na mnie brodą.
- Gościu, radziłbym Ci się zmywać. Moja dziewczyna zadzwoniła na policje za 2 czy 3 minuty będą - powiedział spokojnie.
Dziewczyna? Chyba mam coś nie tak ze słuchem. Nie mogę też tego od tak do siebie przyjąć. Od razu dostałam nieprzyjemnych dreszczy. Nie mam zamiaru wiązać się z kobietami…
Nieznajomy z bronią szybko uciekł, a ja opadłam z ulgi na zimny chodnik.
- Kira - powiedział hardo uratowany mężczyzna. - Pamiętasz, co Ci mówiłem o interweniowaniu w niebezpiecznych sytuacjach?
Pokiwałam tylko przytakująco głową, na nic innego nie było mnie stać. Powoli podszedł do mnie Caspar, żeby mnie nie przestraszyć. Czułam wielką ulgę, że mojemu ojcu nic się nie stało.
- Nie rozumiem tylko dlaczego znowu to robisz? - zapytałam na jednym wydechu.
- Córciu - zaczął mój rodzic od siedmiu boleści. Spojrzałam na Caspara i jego reakcje i jak się spodziewałam był w szoku. - Twoja siostra wplątała się w coś niebezpiecznego, a teraz musimy, to z mamą naprostować. Rozumiesz? - zapytał na końcu po tym jak mnie rozdrażnił. w
- Taaak, i to, aż za dobrze. Dlaczego ją ze sobą wszędzie wozicie? Mnie zostawiacie, kiedy tylko macie okazje! Dlaczego, to ona zawsze stoi na pierwszym miejscu? - zapytałam zbolałym głosem.
Bolało mnie gardło i chyba szybko nie przestanie. Nie czekając na odpowiedź ojca po prostu zaczęłam kierować się w stronę swojego mieszkanka. Gdzieś w połowie drogi przypomniałam sobie, że miałam towarzysza, którego chyba nie zgubiłam po drodze? Spojrzałam w lewo i nie było go, więc spojrzałam w prawo i szedł zamyślony, jakby coś go bardzo pochłonęło i nie mógł się z tego wydostać na wierzch. Nie skarżył się, o nic nie pytał, nie był natarczywy. Ciekawski jest na pewno, ale nigdy nie naciska, za co byłam mu naprawdę wdzięczna. Nie musiał mi mówić, że mnie odprowadzi. On to robił nawet bez słów. Rozumiał mnie poniekąd, a dzisiaj straciłam nad sobą panowanie, aż dwa razy, co wcale nie wróżyło nic dobrego.
- Przepraszam za dzisiaj - powiedziałam cicho ze skruchą i spuszczoną głową. Wstydziłam się na niego spojrzeć, a jak na złość czułam na sobie jego intensywne spojrzenie, które wywiercało mi dziurę w czole.
- Nic się przecież nie stało. Po prostu wygadałaś się i jest Ci lżej.
- Dzięki za zrozumienie - powiedziałam nieco głośniej.
- Nie masz nawet za co dziękować - mruknął ze śmiechem.
Lubiłam brzmienie jego głosu i śmiechu. Uspokajało mnie i nieco niepokoiło jako, iż był przeciwnej płci, ale przez to odczucia były bardziej intensywne.
Zawiał wiatr a ja poczułam zapach rozkładających się liści.
- Pachnie liśćmi - zamruczał zadowolony Caspar.
- Pomyślałam o tym samym! Uwielbiam ten zapach.
Przez chwilę staliśmy tak rozmarzeni nad tym jak to miło jest pod koniec jesieni, ale po niej nadchodzi niszczycielska zima i często nie mam odwagi wyjść z domu.
- Niedługo będziemy - powiedział niezadowolony. - Powinniśmy byli iść okrężną drogą - zażartował, a ja cicho zachichotałam.
Gdy już byłam pod blokiem dostałam wiadomość, a mój telefon cicho za wibrował, więc szybko ją odebrałam. Nie podawałam praktycznie nikomu swojego numeru chyba, że robiąc wyjątek chłopakom i rodzicom plus jakieś taki mniejsze znajome z innych krajii. Spojrzałam na nazwę, która pojawiła się na wyświetlaczu, który miałam na klapce telefonu. Pisało Baba mojego ojca, a ja myślałam sobie, że gorzej być nie mogło, ale jednak się pomyliłam, ponieważ zaczęło padać jak z cebra i po niecałej minucie przemokliśmy do suchej nitki.
- Chodź wysuszymy Twoje ubrania i się odświeżysz.
- To niebezpieczne wpuszczać mężczyzn do domu - puścił mi oczko.
- No coś ty! - mruknęłam ironicznie.
Przy nim czułam się jak inna osoba. Było mi lżej i czułam się przede wszystkim sobą.
Przed drzwiami, które oddzielały mnie od mojego mieszkanka zdziwił mnie fakt, że na nich nie było ani jednego śladu po jakichkolwiek napisach.
Weszłam do mieszkania, a tam zastała mnie nieprzyjemna niespodzianka, w osobie mojej siostry.
Jeszcze tylko tego mi brakowało… nadętej laski barbie z toną tapety na twarzy i opalenizną z solarki + wielkie cycki na wierzchu.
Spojrzałam na Caspara i spróbowałam wyczytać coś z jego wyrazu twarzy i zmarszczyłam lekko nos zastanawiając się czy w jego oczach widzę obrzydzenie, czy jakąś dziwną złość. Spojrzał na mnie i pokazał ząbki w szerokim śmiechu. Chyba, to znaczyło, że wytrzyma wszystko tylko, żeby mieć tą laske z bani. Odwzajemniłam uśmiech i spojrzałam na siostrę.
- Wreszcie raczyłaś wrócić - odezwała się pierwsza.
- Wychodzę i wracam, kiedy chcę, więc czemu się czepiasz? Nie jesteś ani naszą matką, ani ojcem, żeby mi rozkazywać. - Czułam się okropnie mówiąc jej coś takiego, ale nie mam zamiaru owijać w bawełnę.
- Cóż jak widać jesteś zajęta zaciąganiem kogoś do łóżka, więc może już pójdę
Jej spojrzenie wyrażało wszystko. Złość, obrzydzenie i nutę nienawiści.
- Więc, to tak teraz zachowują się między sobą siostry. Hmmm ciekawe, ale, żeby od razu zakładać, że zaciąga kogoś do łóżka po próbie gwałtu na niej, to dziwne nie sądzisz? - zapytał.
Nie chciałam, żeby ktokolwiek się dowiedział. Mimowolnie na samą myśl o tym wspomnieniu zadrżałam z obrzydzenia i strachu.
Siostra spojrzała na mnie innymi oczami. Jakby było jej przykro.
- Nie wiedziałam - wyszeptała drżącym głosem.
- Może, to dlatego, że każdy z chęcią olałby Kirę, ale nie ja? Nie zostawiłbym ją za żadne skarby samej, aż by się nie uspokoiła. Wasza rodzina jest jak tykająca bomba. To nie jest przyjemne.
Brązowe włosy mojej siostry opadły jej na zaróżowione policzki, które nie wiem czy są spowodowane różem czy krwią, która w nie mogła napłynąć. Wyglądała na spiętą i zakłopotaną. Cieszyłam się z tego, a nie powinnam, ale było mi lepiej.
Złapałam Caspara za rękaw i pociągnęłam dwa razy od razu na mnie spojrzał i troskliwie odgarnął mi włosy, które wpadały mi w oczy. Nie chciałam, żeby ktokolwiek się o tym dowiedział, ale było za późno. Nie chcę, żeby ode mnie odchodził, nie chcę, żeby mnie zostawił samą. Złapał moją rękę i uścisnął uspokajająco. Zacisnęłam mocno palce na jego dłoni. Jego usta dotknęły lekko mojego czoła, jego czuły gest wzruszył mnie tak bardzo, że miałam łzy w oczach. Delikatnie pogłaskał mój policzek i zbliżył się do mojego ucha.
- Pamiętaj, że zawsze będę blisko Ciebie. Nawet, gdy dowiesz się prawdy.
Jego ostatnie słowa przeznaczone jedynie dla moich uszu lekko mnie zdezorientowały, ale na razie puściłam je mimo uszu. Spojrzałam z powrotem na swoją siostrę.
- Nie mów ojcu - poprosiłam cicho. Nie chciałam, żeby się dowiedział. Chłopak w najgorszym wypadku by zaginął. Emma dobrze o tym wiedziała.
- Nie powiem mu, jeśli twój znajomy zaopiekuję się tak samo mną jak tobą. - Pokręciłam głową na nie. Spojrzałam na Caspar’a.
- Nie "zajmę" się tobą, jak zająłem, się Kirą. Jesteś jednym z najgorszych typów człowieka.
- Powiedz lepiej ojcu. Już mi nie zależy, a teraz jeśli byś mogła, to za mną są drzwi - wygoniłam ją.
Cala byłam zmarznięta, zimne ubranie przylepiło się do nagiej skóry. Ledwo się ruszałam.
- Masz ręczniki od razu w łazience?
- A tak się składa, że mam.
- No to idziemy! - Gdy to mówił wziął mnie na ręce i zaczął iść w kierunku łazienki, w której jeszcze nie miał okazji zobaczyć, więc kiedy byliśmy już w środku był pod wrażeniem. Pomieszczenie było podzielone na dwie części. Jedna z nich miała polkę z płynami do mycia ciała i włosów w różnych zapachach, sole do kąpieli, różne olejki i dwa małe koszyki na jeszcze czyste ubrania. Kosz do prania był prawie pusty jako, iż niedawno robiłam pranie i wisiało teraz na balkonie. Dwie umywalki w jasnym odcieniu i czarny blat dodawał przyjemnego kontrastu. Za szklanymi drzwiami jest duża kwadratowa wanna i oddzielny prysznic. Przy wejściu znajdują się dwie polki z ręcznikami o różnej wielkości, trzecia półka w koszyku miała gąbki i inne przybory do mycia ciała.
- Przyznaje się. Łazienkę powiększałam i remontowałam.
- Jest niesamowita. Ciemne płytki i jasne dodatki dodają pomieszczeniu przyjemnego klimatu, a jasne światło jest idealne.
Puścił mnie, żebym mogła stanąć obok niego. Szybko chwyciłam szampon i płyn do mycia ciała o zapachu delikatnej wanilii i czekolady. Wślizgnęłam się do drugiego pomieszczenia wzięłam biały puszysty ręcznik i schowałam się za ścianą, żeby rozebrać się do bielizny.
Nagle poczułam ciepły oddech na uchu.
- I tak większość widziałem.
Zarumieniłam się po same czubki palców, a takie przynajmniej miałam wrażenie.
To nie przypomniało branie kąpieli całą rodziną jak zwykłam robić z ojcem i matką nie wykluczając z tego Emmy.
- Pomyśl o mnie jak, o starszym braciszku.
Zaśmiałam się. Dałam mu lekkiego kuksańca w bok i szybko zwiałam pod prysznic.
Ciepła woda zaczęła ogrzewać moje zmarznięte ciało.
- Caspar, jeśli się jeszcze nie zmoczyłeś przynieś jakąś sól do kąpieli.
Kabina prysznicowa miała ciemne drzwi i była wbudowana, więc z zewnątrz mnie nie widać. Spokojnie ściągnęłam ręcznik i bieliznę. Wzięłam płyn na ręce i namydliłam ciało, po całym tym procesie, który zajął mi 2 minuty jak nie mniej spłukałam z siebie pianę i szybko nałożyłam majtki owinęłam się ręcznikiem i wyszłam z małego pomieszczenia. Stanik położyłam na półkę. Caspar siedział na małym krzesełku i mył włosy. Podeszłam do wanny puściłam ciepłą wodę, nasypałam soli i podeszłam do Caspara. Powoli wplatałam palce w jego bujne ciemne włosy i zaczęłam masować, skórę głowy. Zabrał swoje ręce, pozwalając mi zająć się jego włosami. Nie wiem przez ile czasu wykonywałam tą jedną czynność, ale Caspar oparł się lekko o moje ramie tak, żebym nie poczuła za bardzo jego ciężaru i się odprężył. Włączyłam prysznic i powoli płukałam jego ciemne włosy. Poszłam szybko włożyć ubrania do suszarki i wróciłam, kiedy wanna była już pełna, a Caspar rozkoszował się ciepłą wodą. Szybko weszłam do środka i zadowolona zanurzyłam się cała mocząc nadal wilgotne włosy. Otoczyło mnie zewsząd uczucie ciepła i miałam ochotę wziąć notes i zacząć rysować.
- Niedługo będę musiał się wrócić do domu. - W jego głosie zabrzmiała protestująca nuta.
- Włożyłam twoje ubrania do suszarki. Za jakieś 25 minut powinny być suche i ciepłe. będę musiała je jeszcze wyprasować, żebyś wyglądał jak człowiek - zażartowałam.
- Mam lepszy pomysł. Ja je wyprasuję, a ty zrobisz coś szybko do jedzenia. Umieram z głodu. 
- Stoi!
Zadowolona z takiego układu zaczęłam się zastanawiać co zrobić.
- Co powiesz na naleśniki albo gofry?
- Naleśniki.
- Gofry też! - zaprotestowałam.
- No dobraaaa.
Zadowolona uśmiechnęłam się bardziej do siebie niż do niego i to był mój błąd bo chwilę później poczułam ciepłą wodę na twarz, a to oznacza, że zaczęła się bitwa! Szybko się zrewanżowałam biorąc miskę, w której jest woda. Wylewam całą zawartość na pana żartownisia, a on szybko wziął prysznic i tym razem włączył zimną wodę,a strumień, który był skierowany w moją stronę, więc szybko się zanurzyłam pod jeszcze ciepłą wodę. Czuję jak zimna woda miesza się z tą ciepłą, co wcale mnie nie zadowala. Zrobiło mi się na powrót zimno, ale nie zamierzam się poddawać skoro jeszcze mogę wytrzymać pod wodą, jednak po chwili czuje, że woda z prysznica już się nie leje, a ja zostaję wyciągnięta z wody. Poczułam jak drży kiedy mnie do siebie przytul, oddaje uścisk.
- Nie strasz mnie tak więcej - jego zduszony głos dotarł do mnie trochę zagłuszony przez wodę w uszach.
- Przynajmniej wiesz, że umiem długo wstrzymywać oddech. Kiedyś dużo pływałam - chcę go jakoś pocieszyć, ale nie miałam zielonego pojęcia jak to zrobić. Do naszych uszu dotarł dźwięk pikania oznaczające, że suszarka skończyła swoją pracę.
- Chyba powinniśmy zacząć porządki - odezwał się pierwszy, jego głos wciąż drżał.
Podniósł się powoli i podał mi rękę żeby mi pomóc wstać. Przyjęłam ją bez słowa i przytrzymując ciężki wilgotny ręcznik z pomocą Caspara wstałam.
***
Zapach pieczonych gofrów rozniósł się po całym domu, a naleśniki były już prawie gotowe. Nawet ich jeszcze nie spróbowałam. Czekały, aż ktoś je posmaruje, udekoruję i zje. Wyciągnęłam z lodówki owoce niestety miałam tylko brzoskwinie w puszcze, śmietana czeka na ubicie, a różne dżemy i marmolady nadal są w lodówce.
- Jestem i jak widzę naleśniki też są.
Spojrzał na mnie zaciekawiony widząc mój jasno niebieski fartuch z białymi kropkami.
- Mam drugi do kompletu.
- Oho. Różowy? - zażartował.
- Nieeee! Czarno - czerwony - pokazałam mu język.
- A już myślałem, że masz więcej jasnych rzeczy.
- Mam, mam leżą zapomniane w szafie. Sam nie jesteś lepszy! Też chodzisz ubrany na ciemno!
Szybko wziął talerz z naleśnikiem, który skończyłam smarować. Śmietanę ubiłam przed jego przyjściem jak ostatnie gofry się zrobiły.
- Mmmm brzoskwiniowe. Są super, a ciasto jest lekko chrupiące. Mistrzyni naucz mnie.
- Hahaha. To przepis mojej prababci. Raczej Ci go nie podam - pokazałam mu znowu język.
Następnego naleśnika posmarowałam truskawkową marmoladą, bitą śmietaną i położyłam brzoskwinię. Złożyłam go w trójkąt i posmarowałam znowu bitą śmietaną i polałam sosem czekoladowym.
Postawiłam przed nim talerz i szybko sobie zrobiłam naleśnika, pokrojoną brzoskwinie postawiłam na środku stołu. Potem zrobiłam nam po gofrze.
Wybiła 20, a Caspar oznajmił, że na niego czas. Ubrał kurtkę, buty i szalik, a w rękę chciał gofra. Szybko mu go zrobiłam i już po chwili go nie było.
W pokoju włączyłam ogrzewanie i położyłam się spać.  
***
Hello, rozdział mógł być trochę dziwny... jakoś tak wpadłam na ten pomysł... Mam nadzieję, że komuś się spodobał. Do następnego rozdziału, gdzie to pewnie będzie koniec chyba, że postanowię napisać kolejne 2 czy trzy rozdziały. Czekam na motywację haha.